Człowiek, którego imię będzie nosił nowy, przebudowany stadion Juventusu urodził się 12 Marca 1921 roku w stolicy Piemontu – Turynie jako syn bogatego, włoskiego przedsiębiorcy Edoardo Agnelli i Burbońskiej księżniczki Virginii del Monte. Jednak to nie rodzice wywarli największy wpływ na życie Giovanni’ego Agnelli. Swoje wychowanie oraz pozycję społeczną zawdzięczał przede wszystkim dziadkowi – Giovanni’emu Agnelli Seniorowi – założycielowi Fabbrica Italiana Automoboili Torino, której skrót – FIAT stał się symbolem włoskiej motoryzacji.
Fatum
Giovanni nigdy nie musiał martwić się o swoją sytuacje materialną. Przedsiębiorstwo dziadka przynosiło ogromne zyski, rodzina stawała się powoli nieformalną monarchią, powoli jednak dawało o sobie znać także ciążące na niej fatum. W 1935 roku w katastrofie lotniczej ginie ojciec – Edoardo Agnelli. Staje się jasne, że bezpośrednim spadkobiercą FIATa będzie jego najstarszy syn – Giovanni. Taka pozycja, w szanowanej na całym już świecie rodzinie, pozwoliła młodemu Gianniemu na zawarcie kilku bardzo interesujących znajomości. Zaczął podróżować po świecie z księciem Ranieri z Monaco, a przebywając w Holywood związał się z popularną aktorką Ritą Hayworth. Pomimo dość swawolnego trybu życia, znalazł także czas na edukację. Jego wybór padł na prawo na Uniwersytecie Turyńskim, dlatego w późniejszych latach przez wielu nazywany był L’Avvocato – czyli Adwokat. Ambitne plany przerwała jednak wojna. W 1941 roku Giovanni wstąpił do wojska. Nawet tam nie rozstał się jednak z motoryzacją – był czołgistą na Froncie Wschodnim oraz w Afryce. Z wojny wrócił na długo przed jej zakończeniem. 25 lutego 1943 roku po raz pierwszy formalnie związał się z FIATem – został wice-prezesem zarządu. Początek roku 1945 to kolejna tragedia w rodzinie Agnelli. W wypadku samochodowym ginie matka – Virginia del Monte . To smutne wydarzenie stało się przełomowym w życiu Giovanni’ego. W tym okresie znalazł się pod skrzydłami swego dziadka, który zaczął przygotowywać go na swojego następcę: „Masz nazwisko, ale na prawdziwy autorytet musisz sam zapracować”. Choć edukacja nie trwała długo – Agnelli Senior zmarł w grudniu tego samego roku – to lekcja o autorytecie na zawsze pozostała w pamięci wnuka. Dziadek miał też znaczący wpływ na kolejne, bardzo burzliwe i obfitujące w najdziwniejsze historie lata życia Gainniego. Na łożu śmierci wyznaczył wnukowi roczne stypendium w wysokości miliona dolarów wraz z rada: „Wyszalej się przez kilka lat”. Gianni zamieszkał na francuskiej Rivierze. Miał do dyspozycji wspaniały jacht i samolot. I szalał. Mimo śmierci dziadka, L’Avvocato musiał jeszcze długo poczekać na swoją kolej w zarządzaniu firmą. Po kilku szaleńczych latach zaczął wykorzystywać ten czas na ustatkowanie się. W 1953 roku poślubił przepiękną Marellę Caracciolo, córkę księcia Caracciolo di Castagneto duca di Meleto Małżeństwo to było jednym z najbardziej znanych i lubianych zarówno w kręgach arystokratycznych jak i przez zwykłych Włochów. Giovanni i Marella mieli dwójkę dzieci – Edoardo i Margheritę, jednak żyły one z dala od rodzinnego zgiełku. Margherita zajęła się sztuką i pisarstwem. Ma ósemkę dzieci, to jej synem jest John Elkann obecny wiceprezes Fiata .Edoardo natomiast podążył w jeszcze bardziej zaskakującym kierunku. Studiował i praktykował mistycyzm, w 2000 roku, z niewyjaśnionych przyczyn, popełnił samobójstwo. Fatum ciążące nad rodziną Agnelli po pięćdziesięciu latach powróciło.
Turyński sternik
Powodem dla którego Giovanni musiał czekać ponad dwadzieścia lat na przejęcie władzy we FIATcie była skomplikowana sytuacja we Włoszech po II Wojnie ?wiatowej. Giovanni Agnelli Senior, zmuszony do rezygnacji za popieranie faszystów, powierzył bowiem kierowanie firmą osobie spoza rodziny. Vittorio Valletta był głównym menadżerem FIATa od 1921 roku, a jeszcze przed śmiercią swojego przełożonego, zajął stanowisko prezesa. Dopiero w 1966 w wieku 83 lat zrezygnował z pełnionej funkcji. Wtedy to rozpoczął się nowy okres w historii turyńskiego koncernu. Po dwóch dekadach przerwy za sterami FIATa znowu stał potomek Turyńskiego rodu.
Dogonić świat, wyprzedzić przeciwników
Nowy prezes bardzo cenił zasługi swojego poprzednika. „Był inicjatorem odrodzenia i wzrostu potęgi FIATa” -powiedział o Vittorio Agnelli – „Przypominał i oswajał mnie z faktem, że same zyski General Motors będą większe niż nasza sprzedaż”. W działaniach Giovanniego było widać odzwierciedlenie tych słów. Nigdy nie próbował zrobić z FIATa największej firmy na świecie, zdawał sobie sprawę , że to już niemożliwe. Zainwestował więc swoje pieniądze w inne branże. Stał się właścicielem 45 różnych firm i spółek od tak odległych od motoryzacji jak prasa czy przemysł spożywczy, po całkiem bliskie – jak wyścigi samochodowe. Marzeniem Gianniego było przeobrażenie słabo spisującego się wówczas Ferrari w najlepszy zespól Formuły 1 na świecie. Dyrektorem generalnym mianował Luce di Montezemolo (obecnie prezes Fiata), niezwiązanego z klanem Angelli, 26-letniego menadżera, którego traktował niczym rodzonego syna. Sam jednak również wpływał na losy najsłynniejszej sportowej marki świata. Mało kto wie, że to Giovanni Agnelli skłonił Michaela Schumachera, późniejszego 5-krotnego Mistrza ?wiata Formuły 1 do wstąpienia w szeregi Ferrari.
Początek wielkiej pasji
Wyścigi F1 nie były jednak jedyną dziedzina sportu w jaką inwestował Gianni. Pochodził z Turynu, jak każdy Włoch kochał Calcio, jego rodzina posiada dwie trzecie udziałów w Juventusie Turyn. Wyboru więc nie było. A wszystko zaczęło się od…kłopotów samego Juventusu. Po wyrzuceniu poprzedniego prezydenta klub był w bardzo słabej kondycji finansowej. Jeden z piłkarzy Bianco-Nerich, wiedząc o miłości Edoardo Agnelli do Starej Damy, postanowił złożyć mu propozycję zostania nowym prezydentem. Najpierw sam Edoardo, a później także jego ojciec, w znacznej mierze pomogli klubowi zarówno wydając pieniądze na piłkarzy takich jak Rosetta czy Hirzer, jak i dzięki mądremu zarządzaniu utrwalając wizerunek jego solidności. Rodzina Agnelli stała się nieodłączną częścią Juventusu i tylko kwestią czasu było, kiedy jego najwierniejszy kibic – Giovanni przejmie schedę po ojcu i dziadku.
Biało-czarne serce czyli początek nowej ery
Miłość do biało-czarnych barw była mu wpajana od najmłodszych lat. Seniorzy rodu zabierali go na treningi, na których poznawał osobiście wszystkich piłkarzy, oraz na mecze, które pomogły zrozumieć mu unikalność tych zawodników, unikalność „stylu Juve”. A trzeba przypomnieć, że w tych czasach było na co popatrzeć. Między latami 1930-1935 Juventus zdobył pięć kolejnych tytułów Mistrza Włoch. Ta piękna era zakończyła się w roku śmierci jego ojca. To wtedy, już jako piętnastolatek miał okazję związać się z klubem, który chciał mieć w zarządzie kolejnego z przedstawicieli rodu Agnelli. Giovanni Senior wiedział, że serce wnuka jest w biało-czarne pasy, jednak postanowił, że lepiej będzie jeśli jeszcze przez kilka lat w spokoju będzie się przygotowywał do roli, do której został niejako namaszczony. Gianni posłuchał dziadka. Stał z boku wszystkich spraw związanych z turyńskim klubem, jednak mimo to starał się poznać je wszystkie od środka, być wciąż na bieżąco. Już wtedy widać było jego ogromne zainteresowanie i zaangażowanie. Nic więc dziwnego, że po tym jak w 1947 roku w wieku 26 stanął na czele Juventusu, stał się jedną z najważniejszych, o ile nie najważniejszą postacią tego klubu w drugiej połowie XX wieku. 22 lipiec 1947 – tę datę należy zapamiętać. Tego dnia w Juventusie, rozpoczęła się nowa era, era firmowana nazwiskiem Giovanni Agnelli. I nie chodziło tu tylko o pieniądze pochodzące z kieszeni Adwokata. Gianni był wielkim fanem Starej Damy i pomimo stanowiska jakie zajmował stawiał siebie na równi z innymi juventini: „Ludzie chodzą na stadion by się dobrze bawić. Ja się bawię tak samo jak inni”. Fotel prezesowski pozostawił później bratu Umberto, a potem Vittore Catelli, Giampiero Boniperti’emu i Vittorio Chiusano, ale za kulisami nadal zajmował się Juventusem i był ciągle jego najwierniejszym kibicem, wymagającym krytykiem, ponadto obserwatorem środowiska piłkarskiego i zachodzących w nim zmian.
Rzeczywistość ujęta w słowa
Juventus był dla niego odskocznią od problemów związanych z Fiatem. Tu był w swoim żywiole, zajmowanie się sprawami klubu było dla niego najlepszym relaksem. Nie było takiego transferu, w którym Gianni by nie uczestniczył. Co prawda, ostatnie słowo zostawiał zawsze menadżerom, jednak jego wpływ na każdą decyzję był ogromny. Całkiem prawdopodobne, że gdyby nie Gianni, w koszulkach w zebrę nigdy nie zobaczylibyśmy takich piłkarzy jak Roberto Bettega, Claudio Gentile, Gaetano Scirea , Dino Zoff, Fabrizio Ravanelli, Roberto Baggio ,Alessandro Del Piero czy też Michel Platini. Ten ostatni był jednym z największych sukcesów Adwokata, który sprowadzenie go uważał za biznes swojego życia. Oczywiście jak zwykle nie miał na myśli wartości tylko pieniężnej. Można sądzić, że Platini był jego ulubionym piłkarzem. Na swoje osiemdziesiąte urodziny, poza najbliższą rodziną zaprosił tylko dwie, jak to nazwał „ jedyne osobistości świata”: Henry’ego Kissinger’a i właśnie genialnego Francuza. Po jego ostatnim meczu 17 maja 1987 roku Giovanni Agnelli powiedział: „Dziś mamy smutny dzień, kolejny kawałek czasu, który przemija i odchodzi. Platini zostanie zapamiętany jako jeden z największych Juventusu. Jak Sivori”. Gianni zapytany kiedyś co mu daje szczęście w życiu odparł, że „możliwość patrzenia na grę Platiniego przez choćby 10 minut”. Takich zaskakujących wypowiedzi zafundował dziennikarzom przez lata bardzo wiele, jednak każda z nich wspaniale trafiała w sedno sprawy. Miały charakter prawie wyroków, osądów osób i techniki graczy tworzących historię Nie brakowało w nich też poczucia humoru. Gdy po sprowadzeniu Zidane’a do Turynu ten spisywał się poniżej oczekiwań, zadzwonił z zażaleniem do Michela Platini’ego, że sprzedano mu nie Zizou, a jego kiepską kopię. Gdy Francuz pokazał na co go stać na boisku, Gianni dalej sobie z niego żartował: „Wzięliśmy Zidane’a bo pomoże nam sprzedać więcej samochodów do Francji i Algierii”. Jego ulubioną bronią była ironia, której używał jednak tylko gdy koniecznym było załagodzenie sytuacji lub subtelne naświetlenie zaistniałego problemu. Słynna stała się jego wypowiedź po obejrzeniu pierwszego meczu na Delle Alpi. Wszyscy wówczas mówili wprost, że trybuny są za daleko, że to przeszkadza w oglądaniu widowiska. Każdy, ale nie Gianni, on powiedział krótko: „Nie będziemy więcej brali niskich, z trybun ich nie widać”.
Pewnego dnia na pytanie dziennikarza – „Dziś wygra lepszy czy może Juventus?” – który chciał sprawdzić jak bardzo ślepa jest wiara Gianniego w ukochany klub, z dumą odpowiedział: „Jestem szczęściarzem, często te dwie rzeczy pokrywają się.”
Piłka nożna nie była jednak jedyną sferą komentowaną przez Avvocato. Dziennikarze wręcz czekali na możliwość zacytowania prezesa Fiata w sprawach kultury czy polityki. Kiedy został poproszony o skomentowanie oświadczenia najbardziej skruszonego z mafii Tomasso Buscetta, Agnelli oświadczył: „Buscetta powiedział, że był obsesyjnie kibicem Juventusu? Jeśli go spotkacie powiedzcie mu, że to jedyna rzecz, której nie musi się wstydzić”. Jego docinki nie oszczędziły nawet Franco Zeffirellego (reżysera „Poskromienia złośnicy” czy też „Romeo i Julii”) : „To wielki reżyser. Ale kiedy mówi o piłce nożnej nie mogę go nawet słuchać”. Na osobny rozdział zasługują riposty Avvocato na temat miłości i kobiet. „Pytacie mnie czy kiedyś byłem zakochany? Zakochują się tylko kelnerki” odpowiedział 30 lat temu grupie amerykańskich dziennikarzy. „Poznałem wiernych mężów, którzy byli najgorszymi mężami. I poznałem mężów niewiernych którzy byli najlepszymi mężami Te dwie rzeczy niekoniecznie idą w parze” powiedział przy innej okazji. Warty wspomnienia jest dialog z liderem socjaldemokratów Giuseppe Saragata, który podczas ceremonii w Rzymie wiedząc o zamiłowaniach Gianni’ego powiedział:
-Drogi Agnelli, teraz gdy jest Pan prezesem Fiata, nie może Pan dłużej adorować dziewcząt
–W takim razie składam rezygnację odpowiedział natychmiast Agnelli zawstydzając Saragata. Na ten sam temat wartą do zapamiętania jest także ta oto osobista maksyma: Ludzie dzielą się na dwie kategorie: Tych, którzy rozmawiają o kobietach i tych, którzy rozmawiają z nimi. Ja wolę nie rozmawiać o kobietach.
Pomimo tak humorystycznego komentowania spraw czasem nawet bardzo ważnych oraz wielu romansów Włosi darzyli go bezgranicznym zaufaniem. Popularne wśród nich było powiedzonko: „Jeśli Agnelli mówi że będzie padało, to nawet jeśli jest środek lata właśnie zanosi się na deszcz” Ważną postacią w życiorysie Gianniego, szczególnie dla polskiego kibica, jest Zbigniew Boniek. Po wspaniałym występie Zibiego na Mistrzostwach ?wiata w Hiszpanii Agnelli zapragnął sprowadzić go do Turynu. Transfer napotkał wiele problemów, jednak kto jak kto, ale Gianni zawsze potrafił dopiąć swego. Trudy się opłaciły, piłkarz ten był strzałem w dziesiątkę. Wraz z Michelem Platinim stworzył wspaniały duet, który zdobył dla Starej Damy wiele tytułów. Na jednej z konferencji prasowych Zbigniew Boniek usłyszał chyba największy komplement swojego życia. Gianni wskazał najpierw na Platiniego i powiedział: „To jest mój najlepszy piłkarz za dnia”, a po chwili odwróciwszy się w stronę Bońka dodał: „A to mój najlepszy piłkarz nocą”. Gianni słynął z nadawania przydomków piłkarzom, każdy kibic wie kto kryje się pod pseudonimami Pinturicchio, Coniglio Bagnato (Mokry królik) czy właśnie Bello di Notte (Piękno nocy). Potrafił także patrzeć na swój klub okiem obiektywnego obserwatora. W 1950 roku przyleciał z Nowego Jorku do Turynu na mecz z Milanem. Juve przegrało 1:7. Pytany o komentarz, Agnelli powiedział: „Milan grał tak pięknie, że mnie ręce rozbolały od bicia brawo. A jeśli chodzi o brzydki faul pod koniec meczu – Agnelli i Juventus przepraszają”. Znał „Starą Damę” dziesiątki lat, podczas których miał do czynienia z kilkoma pokoleniami pierwszych „jedenastek”. Pytany o Juventus święcący tryumfy z trenerem Lippim powiedział: „To już nie to, co w czasach Platiniego czy przed wojną. Teraz drużyna jest jak kanclerz Kohl: solidna, świetnie zorganizowana, ale przewidywalna”. Aż strach pomyśleć co by powiedział, gdyby żył, o poczynaniach Fabio Capello.
Anioł stróż
Każdego ranka o godzinie 6:00 w siedzibie Juventusu dzwonił telefon. To ten, jakże zajęty i zabiegany człowiek, jakim był Giovanni Agnelli, pomimo ogromu obowiązków, niezależnie gdzie się wtedy znajdował i co robił, codziennie wykręcał ten sam numer i przeprowadzał krótką rozmowę z prezydentem klubu. Wypytywał się dosłownie o wszystko od samopoczucia piłkarzy po taktykę na kolejny mecz. Dzwonił także do trenerów i zawodników. Zapytany kiedyś o to Giovanni Trapattoni odrzekł: „To nieprawda, nigdy nie dzwonił do mnie o 5 rano. Zawsze o 6.30” Bianco-Neri mieli swojego dobrego ducha, patrona który czuwał nad nimi dzień po dniu. Każdy z piłkarzy wiedział, że gdzieś na tym świecie jest człowiek, dla którego warto było zostawić ostatnią kroplę potu na murawie. L’Avvocato dawał natchnienie piłkarzom, działaczom oraz fanom turyńskiego zespołu na całym świecie. Wszyscy mogli spać spokojnie, wiedzieli, że póki jest Gianni klubowi nic nie grozi.
Echo ciszy, czyli koniec ery.
24 Stycznia 2003 roku umilkł telefon w siedzibie Juventusu, dwa dni później w hołdzie umilkły stadiony we Włoszech oraz serca kibiców na całym świecie. Era dobiegła końca. Oby jej echo nigdy nie umilkło.
Pogrzeb
Ponad 150 tys. osób oddało hołd przed trumną Giovvani’ego Agnelli w Turynie, kilkanaście tysięcy osób uczestniczyło w uroczystościach pogrzebowych oklaskami żegnając odjeżdżającą do Villar Perosa, miejsca ostatniego spoczynku trumnę z ciałem tego wielkiego Włocha. O jego wielkości niech świadczy to, że na pogrzebie odczytano przesłanie Papieża Jana Pawła II do rodziny zmarłego, w którym nazwał go „wybitną postacią w chwilach ważnych dla historii Włoch, która potrafiła swoją przedsiębiorczością przyczynić się do szerzenia dobra”. Oto inne wypowiedzi znanych osobistości na temat Giovanniego Agnelli:
Księżna Marella Caracciolo di Castagneto, żona Adwokata:
Kiedy przyjeżdżali jego ukochani piłkarze, w mgnieniu oka z potężnego biznesmena przemianiał się w małego chłopca. Wychodził im podekscytowany na spotkanie i przez kilka dni miał tylko w głowie jedno: piłkę nożną i Juve.
Michel Platini:
Pozostaje mi smutek, który przerodzi się w melancholię. Odchodzi część przeszłości mojej, ale także Włoch. Jego wielkość jest równa jego prostocie, nauczył mnie wiele, przede wszystkim szacunku do życia.
Giovanni Trapattoni:
Potrafił niesamowicie treściwie i przenikliwie oceniać ludzi, nie tylko piłkarzy.
Zinedine Zidane:
Smutno mi. Agnelli pozostanie w moim sercu i za każdym razem gdy go wspomnę , poczuję ukłucie w sercu.
Paolo Rossi:
Moje pierwsze wspomnienie o Gianni’m? Kiedy dzwonił do mnie wcześnie rano, że by dowiedzieć się jak się miewam. Oczywiście zawsze mnie budził.
Marcello Lippi:
Chcę pamiętać, że chciałby z nami świętować trzecią gwiazdę dla Juventusu. Kto wie, kto mu ją podaruje, jednakże z pewnością dojrzy ją z nieba.
Dino Zoff:
Zaraz po ostatnim scudetto gdy składaliśmy sobie gratulacje był zadowolony bo poradziłem mu Buffon’a i to był zwycięski wybór. Niezależnie od swojej charyzmy Avvocato miał dar do zjednywania sobie rozmówców, był osobą dyskretną.
Jose Altafini:
To była wspaniała osoba. Jestem pogrążony w głębokim smutku. Kiedy był prezesem w Juventusie zostałem zaproszony do jego domu, nigdy nie dał odczuć swojej potęgi.
Marco Tardelli, wówczas trener Bari, dzisiaj członek Zarządu Juventusu:
Gianni Agnelli był jednym z największych Włochów wszechczasów, wszyscy odczujemy brak jego elegancji i stylu.
Claudio Gentile, dziś trener drużyny U21,podpora obrony „najpiękniejszego Juventusu wszechczasów”, wspomina:
Odszedł kawałek historii Juventusu, jego Mistrzostw Włoch i pierwszych pucharów Europy. Pamiętam, że kiedy odwiedzał drużynę emanował niesamowitą charyzmą
Vittorio Chiusano wyjawia:
Pewnego razu po kupieniu Platiniego powiedział mi, że nie miał w tej sprawie najmniejszych wątpliwości. I dodał: mam nosa do mistrzów
Antonio Cabrini:
To smutny dzień dla świata piłkarskiego ponieważ Avvocato był autentycznym punktem zwrotnym w piłce nożnej. Dla niego Juve było jak córka, a on dla nas jak ojciec
Pippo Inzaghi:
Jestem teraz bardzo poruszony i wspominam Avvocato z wielkim uczuciem. W stosunku do nas piłkarzy był zawsze serdeczny.
Alessandro Del Piero:
To on nazwał mnie Pinturicchio i to jest jeszcze jeden z powodów by czuć się dumnym z tego przezwiska i dawać z siebie wszystko co najlepsze. Potrafił oceniać i nigdy nie wypowiadał się nietrafnie.
Angeli Di Livio:
Fakt poznania w ciągu mojego życia Avvocato jest dla mnie powodem do wielkiej dumy. Pamiętam jaki był ciekawy piłki nożnej. Wszystkim zadawał wiele pytań i o wszystko się dowiadywał. Anegdota? Często podczas naszego treningu przelatywał nad nami w helikopterze. Nawet jeśli go nie widzieliśmy, wiedzieliśmy, że to on.
Antonello Cuccureddu:
Mam wiele wspomnień o Giovannim Agnelli, ale to co uderzyło mnie to jego powaga i prostota. Nigdy nie polemizował. W świecie piłki nie ma już takich ludzi…
Autor: Bad_Magick