fabio capello

Sezon 2003/2004 to jeden z najgorszych koszmarów ostatnich lat. Juventus nie zdobył żadnego trofeum, a w międzyczasie utracił bezpowrotnie część swojej historii. Skończyła się era Agnellich, dokonano zmiany klubowego herbu, dla kibiców Starej Damy było to istne trzęsienie ziemi. Na jedną zmianę my kibice byliśmy jednak przygotowani, wiedzieliśmy, że po 11 latach po raz drugi i prawdopodobnie ostatni żegnamy Marcello Lippi’ego, Grande Marcello, człowieka, który dorównał samemu Giovanni’emu Trappattoni i legendarnemu Carlo Carcano. Wiadomo było, że skoro odchodzi jeden z trzech najlepszych trenerów w historii La Vecchia Signora to znalezienie jego godnego następcy będzie graniczyło z cudem.

Pamięć o pierwszym odejściu Marcello, kiedy to jego miejsce zajął Carlo Ancelotti nie napawała optymizmem. Juventus zajął wówczas tylko siódme miejsce w Serie A , a w Lidze Mistrzów Carletto dał wszystkim przedsmak finału, który nastąpi 6 lat później, i dał sobie wyrwać pewne zwycięstwo nad Manchesterem United. Po tej porażce włodarze Juve jeszcze chwilę wytrzymali z Ancelottim, ale po kolejnych rozczarowaniach oddali stery trenerowi „przejściowemu” Mircee Lucescu. Dlaczego przejściowemu? Ponieważ czekano na… powrót Grande Marcello. Mając taki bagaż doświadczeń Triada wiedziała, że musi zatrudnić kogoś wybitnego, wręcz gwarantującego sukcesy. Nie mógł to być Prandelli, bo mimo że był kandydatem niemal idealnym to brakowało mu w dotychczasowej karierze klasowego zespołu. Jak się okazało nie mógł być to także Deschamps, ponieważ prawdopodobnie stwierdzono, że potrzeba kogoś kto już trenował we Włoszech. To piekielnie trudne zadanie powierzono, według plotek z woli zmarłego Umberto Agnelli’ego, innemu byłemu piłkarzowi La Vecchia Signora, a mianowicie 58 letniemu Fabio Capello, człowiekowi, który poznał już smak triumfu w Serie A i Europejskich Pucharach z obu najważniejszych perspektyw: piłkarza oraz trenera. Ale nim do tego doszło Don Fabio musiał przejść bardzo długą drogę. I nie chodzi tu o niemal 400km dzielące Pieris, miasto rodzinne Capello od Turynu czy Mediolanu, gdzie osiągnął największe sukcesy. Wszystko co w jego życiu związane z piłką zaczęło się bardzo wcześnie bo już w rodzinnym Pieris. Jest to niewielkie miasteczko pomiędzy Triestem a Udine, w północno-wschodnich Włoszech, którego liczba mieszkańców nie przekracza 1200 osób. A mimo to z „Kamieni” (Pieris to po Włosku właśnie „kamienie”) pochodziło aż 15 zawodników najlepszej ligi świata, jaką jest włoska Serie A. To imponująca statystyka. Młody Fabio uczył się tam rzemiosła piłkarskiego pod czujnym okiem ojca oraz w miejscowej drużynie amatorskiej. Oto jak te czasy wspomina obecny trener Juventusu: „Pieris to było boisko przy drodze i łowienie ryb w Isonzo na wędkę zrobioną z parasola. Łapaliśmy klenie, które ja i mój przyjaciel Berto nazywaliśmy rekinami. Z Pieris pamiętam zimny wiatr wiejący najsilniej w lutym. Wtedy chowaliśmy się za wałami rzeki, zawsze z procami. Kiedy miałem 14 lat, wyjechałem.” Wyjazdem, o którym mówi Capello były przenosiny do Ferrary. Jednak grzechem byłoby nie wspomnienie okoliczności, w jakich do tego doszło. Otóż, gdy Fabio grał w Pieris wypatrzyło go niemal jednocześnie aż trzech różnych działaczy. Pierwszy zgłosił się trener SPAL Ferrara – Paolo Mazza. I to z nim Guerino Capello – ojciec Fabio – uzgodnił transfer opiewający na dwa miliony….lirów (na dzisiejsze pieniądze to ok. 1100 Euro). Kolejnym trenerom nie pomogły nawet sławne nazwiska jakie nosili: Vyckpalek czy Viani. Ten ostatni tworzył wówczas potężny Milan, potężny nie tylko na skalę włoską ale także europejską. O młodym Capello twierdził, że ma kompas w nogach, jednak mimo to Guerino nie zmienił swojej decyzji i odprawił Gipo słowami: „Przykro mi. Dogadałem się już z przedstawicielami Spal. Dałem im słowo. Moje słowo.” Młody Fabio zawsze zgadzał się z wolą ojca, jak wspomina:”Kiedyś, gdy miałem 4 lata kazał mi skoczyć z 10-metrowego urwiska do morza i skoczyłem, chociaż nie umiałem dobrze pływać.” Tym razem także nie protestował, więc jego przejście do Milanu musiało zostać przełożone na kolejne lata. Teraz czekała go mglista i upalna Ferrara. Tu wkraczał w dorosłe życie, także piłkarskie. Z początku grał w zespole Primavery, jednak już podczas drugiego roku pobytu w Ferrarze zaliczył występy w pierwszym zespole, który to występował wówczas w najwyższej klasie rozgrywkowej we Włoszech – Serie A. Tym samym autobusem, którym młody Fabio jeździł na uczelnię (gdzie studiował geometrię), do szkoły dojeżdżała młodziutka Laura, która w przyszłości została jego żoną. W Ferrarze Capello rozpoczął także inną wieloletnią i trwającą do dzisiaj znajomość. Jak mówi sam Fabio, poznany wówczas Edy Reja – to jego jedyny przyjaciel ze świata piłki nożnej (w przeszłości trenował m.in. Cagliari a teraz walnie przyczynia się do powrotu S.C Napoli do piłki na najwyższym poziomie). Wróćmy jednak do osoby samego Capello. Podczas gdy on grał i studiował jego SPAL spadł do Serie B. Jednak Paolo Mazza szybko wprowadził swój zespól z powrotem do pierwszej ligi. W momencie tego powrotu 19 letni wówczas Capello był już jednym z najważniejszych zawodników w kadrze. Utrzymanie się w kolejnym sezonie SPAL zawdzięczał głównie jemu. Dostrzec można to było już rok później, kiedy SPAL zmuszone było grać bez swojego najlepszego pomocnika. Zespół spisywał się poniżej krytyki i czekała go kolejna wycieczka do Serie B. Powrót do walki o Scudetto nie nastąpił do dzisiaj. Powodem, dla którego SPAL grał bez Capello był… jego transfer do Romy, za 250mln lirów. A tak tę przeprowadzkę po latach wspomina sam zainteresowany: „Rzym? Oślepiający – inaczej nie umiem tego określić. Zwiedzałem go pieszo, prowadzony przez przyjaciela, Rubensa Ricci’ego, nie-rzymianina zakochanego w tym mieście. No bo jak się w nim nie zakochać? Dzielnica Trastevere nie była jeszcze wtedy przybytkiem dla turystów. Mieszkali tam wspaniali ludzie. Jadałem u Brazz’iego i w Alla Balduin’a. W tym czasie zacząłem interesować się polityką.” Pierwszy sezon w Rzymie to jednak sezon stracony. Capello nękany był przez kontuzje i zagrał jedynie w 11 spotkaniach. Drużyna trenera Oronzo Pugliese mimo wielu wzmocnień podczas Mercato spisywała się znacznie poniżej oczekiwań. Będąc na początku sezonu jednym z głównych kandydatów do Scudetto, na jego końcu, ta drużyna pełna gwiazd, znalazła się dopiero na dziesiątej pozycji. Wystarczy popatrzeć na dzisiejszy Inter Moratti’ego i każdy zrozumie jak wielkie było to rozczarowanie. W Wiecznym Mieście znaleziono jednak w końcu trenera na miarę zawodników, którymi miał kierować – przybył wielki Helenio „mag” Herrera. Mimo nieudanego poprzedniego sezonu Capello zyskał uznanie w oczach nowego trenera. Jak sam mówi: „Jako gracz zawdzięczam mu wiele. Uwierzył we mnie. Nauczył mnie wielu rzeczy. Dzięki niemu dojrzałem taktycznie.” Jednak sytuacja samej Romy niewiele się poprawiła. Niewiele, bo dokładnie o dwa oczka – w kolejnym sezonie zespół zajął ósmą pozycję w lidze. Nadzieje na sukces dawało jednak wygranie Coppa Italia. A było to wówczas trofeum trudne do zdobycia. Najpierw Roma o dwa punkty wyprzedziła w grupie (9 grup po 4 kluby, awansuje 8 zwycięzców grup z najwyższą liczbą punktów) były klub Capello – SPAL. W półfinale wyeleminowała Brescie Calcio 0-1 i 3-0 by w grupie finałowej (4 drużyny, każdy z każdym mecz i rewanż) w 6 meczach zanotować 3 zwycięstwa i 3 remisy, które dały trzy punktową przewagę nad drugim Cagliari i tytuł zdobywcy Pucharu Włoch. „Kropkę nad i” w tym triumfie postawił 25 letni już Capello, strzelając 2 bramki w ostatnim meczu przeciw Foggi (3-1). Zwycięzca tych rozgrywek w tamtych czasach stawał do walki o Puchar Zdobywców Pucharów, drugich pod względem elitarności po Pucharze Europy rozgrywek na poziomie europejskim. I właśnie po to trofeum pewnymi krokami zmierzała Roma w kolejnym sezonie. W półfinale trafiła jednak na klub z Polski – Górnika Zabrze. Pomimo goli strzelonego przez Capello zarówno we Włoszech jak i na wyjeździe, Giallorossim nie udało się awansować. Dwa rezlutaty po 1:1 spowodowały dogrywkę w Zabrzu. Ta też nie przyniosła rozstrzygnięcia, a w rzucie monetą, który decydował o awansie szczęście stało po stronie Polaków. W tym samym sezonie na krajowych boiskach kolejne rozczarowanie – Roma zajęła dopiero jedenaste miejsce w lidze. Coś musiało się zmienić i tak też się stało. Odszedł stary zarząd, a nowy zrezygnował z usług takich piłkarzy jak Spinosi, Landini i… Capello. Ten ostatni jednak nie musiał długo szukać nowego klubu. Od razu zgłosił się po niego wielki Juventus z Turynu. „Przeprowadzka do Turynu była jak zmiana filmu kolorowego na czarno-biały.” – mawiał Capello i trudno się z tym nie zgodzić. I nie chodzi tu o same stroje, w których grają Juventini, ale także o miasto, które w przeciwieństwie do Rzymu jest „mało atrakcyjne, ciemne i ponure” Jednak to właśnie tu czekało na niego miejsce w podstawowej jedenastce, jedenastce ustalanej przez…Cestmira Vyckpalka, tego samego, który kilka lat temu próbował go pozyskać z Pieris do drugoligowego Marzotto. I podobnie jak w Rzymie, w klubie z Turynu stał się pierwszoplanową postacią. W pierwszym sezonie nie zdobywa jednak nic. Juventus w lidze zajmuje dopiero czwarte miejsce a w ostatnim w historii Finale Pucharu Miast Targowych pechowo przegrywa z Leeds United w dramatycznych okolicznościach. Mecz w Turynie rozgrywany był dwa razy, ponieważ za pierwszym razem przerwano go w 55 minucie przy stanie 0-0 z powodu bardzo obfitych opadów deszczu. W powtórzonym dwa dni później spotkaniu padł remis 2-2. Niestety w Leeds Juventus zremisował 1-1 i Puchar powędrował do Anglii. W kolejnym sezonie było już jednak znacznie lepiej: Juventus zdobył Scudetto, a Fabio Capello zaliczył swój debiut w Squadra Azzurra. Wszedł na drugą połowę meczu z Belgami zastępując Bertiniego. Co prawda Włosi przegrali ten mecz 1-2, jednak sam Capello pokazał się z tak dobrej strony, że kolejne mecze rozpoczynał już w pierwszym składzie. Kolejny sezon to kolejne Scudetto, drugie w karierze, i drugie z Juventusem. Niestety po raz kolejny niepowodzeniem zakończyła się kampania w europejskich pucharach. Juventus znów dotarł do finału (tym razem Pucharu UEFA) jednak tam nie dał rady w Belgradzie lepiej dysponowanemu Ajaxowi Amsterdam i przegrał 0:1 . Bramka padła w pierwszych minutach meczu, a Juventus prezentujący wówczas bardzo defensywny styl gry, nie potrafił doprowadzić do wyrównania. Za sprawą Capello ten sam rok – 1973 przeszedł do historii Squadra Azzurra. Włosi zagrali wówczas z Anglikami na Wembley i odnieśli jedyne w historii spotkań zwycięstwo w twierdzy footballu. Padł wynik 0:1, a jak nie trudno się domyślić autorem jedynego trafienia był właśnie piłkarz z Pieris. Capello zdobył z Juve w sumie trzy Scudetto (ostatnie w sezonie 74/75) jednak te 6 lat spędzonych w Turynie nauczyło go nie tylko zwyciężać, ale i przegrywać. Od tego czasu z pokorą przyjmował wyniki osiągane przez kluby, w których grał, bądź trenował. Gdy do Juve zawitał wielki Giovanni Trappattoni okazało się, że dla Capello nie będzie już miejsca w turyńskiej jedenastce. Fabio zmuszony był odejść na tygodnie przed nastaniem wielkiej ery Juventusu Trapa. Wybrał AC Milan, w którym w owym czasie grał legendarny już Giani Rivera. W Mediolanie zdobył jednak tylko jedno trofeum – Coppa Italia. W klubie spędził całe cztery sezony, jednak tylko połowę z nich jako zawodnik podstawowego składu. Po dwóch beznadziejnych sezonach postanowił zakończyć swą przygodę z piłką. Rozbrat nastąpił na stadionie klubu, który w znacznym stopniu wypromował młodego kiedyś zawodnika – na Stadio Olimpico. Nie był to jednak mecz przeciwko Romie, a przeciwko jej lokalnemu rywalowi – Lazio. Zespoły, które stanęły naprzeciw siebie w ostatniej kolejce, mimo że zajeły 3 (Milan) i 13 (Lazio) pozycję pozwalające na utrzymanie, zostały karnie zdegradowane do Serie B z powodu tzw. afery Totonero. Jak widać Capello dobrze wiedział kiedy zakończyć karierę. Mimo wspomnianych problemów pozostał jednak w klubie. Zaczął trenować najmłodszą grupę wiekową AC Milan tzw. Alievi. Sezon później trenował już nieco starszych Beretti, z którymi zdobył małe scudetto. Ten sukces otworzył mu drzwi do Primavery, którą trenował przez kolejne pięć sezonów. Udało mu się jednak jedynie dotrzeć do finału Mistrzostw Włoch oraz zdobyć Puchar Włoch. Mimo to, już w 1986 roku został asystentem pierwszego trenera Milanu – Nilsa Liedholma, pod którego rozkazami znajdował się niegdyś jako piłkarz. Zapytany kiedyś o nazwisko trenera, który go czegoś nauczył bez wahania wskazał właśnie na Szweda: „W wieku 30 lat, kiedy myślałem, że już nie mogę być lepszy, on nauczył mnie wiele nowego.” Już kilka miesięcy później zastąpił swojego nauczyciela. W kwietniu 1987 Milan spisywał się tak źle, że Liedholm złożył rezygnacje , a zarządowi na stanowisko pierwszego trenera polecił 40 letniego wówczas Capello. Fabio dograł z zespołem sezon do końca i zajął piąte miejsce. Dawało to jednak szanse na awans do europejskich pucharów, wystarczyło wygrać baraż z szóstą Sampdorią. Sztuka ta się udała…i było to ostatnie osiągniecie Capello na ławce trenerskiej w latach 80-tych, ponieważ wkrótce potem zrezygnował z prowadzenia piłkarzy: „Już nie będę trenował zespołów piłkarskich. Chciałbym zostać menadżerem.” Berlusconi wiedział, że nie może wypuścić takiego skarbu, dlatego spełnił zachciankę byłego trenera i mianował go menadżerem Societa Sportiva Mediolanum. Tam, dość zaskakująco, Capello świetnie się sprawdził. Jego działania przyczyniły się między innymi do zdobycia mistrzostwa Włoch przez Rugbystów Milanu, jedynego drużynowego tytułu, jakiego do tej pory brakowało Rossonerim. W międzyczasie we Włoszech w 1990 roku odbyły się Mistrzostwa ?wiata. Włosi grali wyśmienicie. Niestety w półfinale z Argentyną prześladował ich ogromny pech i w końcowym rezultacie odpadli w karnych (3:4). Jednak styl jaki pokazali pozwolił zachować posadę trenerowi Azeglio Vicini’emu. Jak się okazało nie na długo. Po tej porażce nie potrafił on odbudować drużyny i po przegranym awansie do Euro 92’ nastąpiła zmiana selekcjonera. Nowym trener został….Arigo Sacchi, zwalniając miejsce na ławce trenerskiej AC Milan. I to był ten moment: 19 czerwca 1991 roku Fabio Capello został oficjalnie przedstawiony jako następca Sacchiego. Na zwołanej wówczas konferencji prasowej powiedział: „Jestem dumny, że mogę kontynuować pracę Arrigo Sacchiego, najodważniejszego trenera na świecie.” I zaczęło się. Milan grał jak z nut. W pierwszym sezonie doszło do niesamowitego wydarzenia: prowadzony przez niego klub nie przegrał w ciągu sezonu ani jednego spotkania. Piłkarze Capello strzelili o 29 bramek więcej niż drugi w tabeli Juventus, przy jednoczesnej obronie lepszej o jedną straconą bramkę mniej. Dwadzieścia dwa zwycięstwa i 12 remisów dało przewagę 8 punktów w końcowej tabeli. Wynik iście mistrzowski, biorąc pod uwagę, że w tamtych czasach za zwycięstwo przyznawano tylko dwa punkty. Kolejny sezon to tylko dwie przegrane w lidze i drugie Scudetto. Milan nie zachwycał już tak jak w pierwszym sezonie, ale mimo to wygrał zdecydowanie, wyprzedzając Inter o 4 punkty. Trzeci sezon Capello w Milanie przejdzie do historii Calcio. Dawno nikt nie widział takiej przemiany zespołu z sezonu na sezon. Nie chodzi tu o piłkarzy ale o styl. Drużyna, która przez 2 lata strzelała najwięcej bramek w całej lidze (kolejno: 74 i 65) nagle zaczęła prezentować styl niezwykle defensywny. W 34 spotkaniach podopieczni Capello strzelili jedynie 36 bramek aż o 22 mniej od Juventusu, który zajął drugie miesjce w tabeli. Drugie, ponieważ mimo tak skromnego dorobku bramkowego pierwszy znowu był Milan. Drużyna Capello straciła jedynie 15 bramek i zebrawszy 50 punktów mogła się cieszyć z trzeciego z rzędu Mistrzostwa Włoch. Jednak w tamtym sezonie Milan zadziwiał nie tylko we Włoszech, ale i w całej Europie. Zaczęło się skromnie, w pierwszej rundzie Pucharu Europy zespół prowadzony przez Capello męczył się ze słabym Fc Aarau i w dwumeczu wygrał jedynie 1-0. Jednak już kolejna runda, wygrana w sumie 7-0 z FC Kopenhaga uświadomiła wszystkich, że Milan będzie jednym z głównych pretendentów do zdobycia pucharu. W fazie grupowej Capello zagrał w typowo włoskim, ale też i własnym stylu. Aż cztery remisy i tylko dwa zwycięstwa dały jednak awans z pierwszego miejsca, z przewagą jednego punktu przed FC Porto. W półfinale Milan zmierzył się z AS Monaco – drugim zespołem grupy A (którą ze zdobyczą 10 punktów wygrała Barcelona). Pewne zwycięstwo 3-0 zostało jednak okupione ogromnym kosztem. Za żółte i czerwone kartki w finale nie mogli zagrać Franco Baresi oraz Allessandro Costacurta, ówczesne gwiazdy Milanu, jedni z najlepszych obrońców tamtych czasów. Wydawało się, że bez tych dwóch ogniw ogranie znajdującej się w wyśmienitej formie Barcelony (3-0 w półfinale z FC Porto, Barca tydzień przed finałem zdobywa Mistrzostwo Hiszpanii) jest kompletnie niemożliwe. Szczególnie, że Milan mimo zwycięstw nie prezentował się dobrze. Duży, dodajmy, że negatywny, wpływ na to miały zgrupowania Squadra Azzurra, przygotowującej się do mundialu w USA. Capello miał więc utrudnione zadanie, praca z niepełnym zespołem często prowadzi do późniejszych nieporozumień na boisku. Wtedy jednak objawił się prawdziwy geniusz Fabio Capello. Zmuszony do roszad w składzie stawia na dość zaskakującą linię defensywną: w środku wystawia Filippo Galli’ego i Christiana Panucci’ego, na lewym skrzydle oczywiście Paolo Maldini, na prawym Mauro Tassotti. Jak się okazało był to mur nie do przejścia. Capello i jego piłkarze znaleźli sposób nawet na genialnego Christo Stoiczkova. Milan spokojnie i z pokorą odpiera ataki rywali, a sam zadaje decydujące ciosy. Jest ich aż cztery. Skazywany na porażkę ogrywa faworyzowaną Barcelonę jak dzieci z podwórka. 4-0 po jednym z najpiękniejszych finałów w historii rozgrywek. Milan kompletuje Scudetto i Puchar Europy, jedynym niepowodzeniem jest Puchar Interkontynentalny, który drużyna Capello przegrywa w Tokio z Velez Sarsfield, jednak o tym wydarzeniu rzadko się wspomina. Milan był wtedy wielki i żadna przegrana tej wielkości zszargać nie mogła. Przedostatni rok Capello w Milanie to dopiero czwarte miejsce w Serie A. Liga się kończy, jednak Milan nadal ma nadzieje na uratowanie sezonu. Capello po raz drugi z rzędu doprowadza klub do finału Pucharu Europy. Jednak tym razem przegrywa ze wspaniałym młodzieńczym polotem Ajaxu Amsterdam Luisa van Gaal’a. 24 maja 1995 Milan przegrywa w Wiedniu 0-1 jednak mimo braku sukcesów Capello może być pewien swej posady. Rok później na jego trenerskim koncie są już cztery tytuły Mistrza Włoch, wszystkie trafiają do Mediolanu. Sam Capello jednak opuszcza miasto, a także same Włochy. Spowodowane jest to nieporozumieniami z wiceprezydentem Milanu – Adriano Gallianim, który chciał mieć zbyt duży wpływ na politykę kadrową zespołu. Udaje się do Hiszpanii gdzie obejmuje posadę trenera najbardziej utytułowanego zespołu w historii europejskiej piłki – wspaniałego Realu Madryt. Gdy tam przychodzi Real wspaniały jest tylko na kartach historii. Co prawda dwa lata wcześniej zdobył Mistrzostwo Hiszpanii, ale to mało jak na ten klub. Capello odbudowuje, ściaga Panucciego, ustawia zespół po swojemu czyli po włosku, defensywnie. Real, jak piszą gazety „w nudnym stylu” wygrywa Primera Division, do tego dorzuca jeszcze Puchar Hiszpanii. Capello jednak odchodzi. Powodem są złe stosunki z prezydentem Sanz’em. Po raz kolejny poszło o politykę personalną: „Za wszelką cenę chciał, żeby grał jego syn. Nie toleruję wtrącania się w moją pracę. Gdyby nie to, zostałbym w Madrycie. Lecz odchodzę.” Rok później w jednym z wywiadów Capello udzielił jeszcze jednej, tym razem bardziej stonowanej wypowiedzi na temat przygody w Madrycie: „Kiedy podejmowałem tam pracę, zamierzałem pozostać przynajmniej do końca trzyletniego kontraktu. Potem jednak pojawiły się problemy w kontaktach z prezydentem Sanzem i równocześnie otrzymałem atrakcyjną ofertę od prezydenta Milanu – Silvio Berlusconiego, któremu zawdzięczam swą całą karierę trenerską. To dzięki niemu jestem fachowcem znanym i szanowanym na całym świecie. Dlatego trudno było odmówić, kiedy Milan znalazł się w tak ciężkim kryzysie. Dostałem również propozycję pracy w Interze Mediolan, ale nigdy nie mógłbym odejść do rywala Milanu z tego samego miasta.” Tak jak do Interu nie trafił nigdy, tak do Milanu aż dwa razy. Ten drugi pobyt nastąpił właśnie po sezonowej ‘wycieczce’ do Hiszpanii. Silvio Berlusconi, gdy tylko dowiedział się, że ‘jego’ trener znowu jest wolny od razu zaproponował mu powrót na stanowisko szkoleniowca Milanu. Capello zgodził się, zastrzegając sobie pełną dowolność w doborze składu. Nie był to jednak już ten sam Milan. Pod nieobecność Fabio odeszło wielu piłkarzy, a zespół, jako Mistrz Włoch, w Serie A zajął dopiero 11 miejsce. Niestety, nawet powrót Capello nic tutaj nie pomógł. Drużyna była w rozpadzie. Nowym zawodnikom nie podobały się metody pracy trenera legendy. Nie pomogło tutaj nawet zaangażowanie starszych piłkarzy, którzy to właśnie dzięki Capello niegdyś stali się gwiazdami. To był kolejny stracony sezon Milanu, a zarazem najgorsze miejsce, jakie Capello zanotował na swoim koncie w swojej trenerskiej karierze aż po dziś dzień. Po tak gorzkiej porażce nikogo nie zaskoczył fakt, że Capello postanowił zniknąć ze świata piłki. Nie pozwolono mu jednak długo odpoczywać. Już po roku zadzwonił do niego Franco Sensi, właściciel Romy. Zespół ten sezon wcześniej zajął piąta pozycję w lidze, jednak jego ambicje sięgały znacznie wyżej. Do tego potrzebny był trener wybitny, dlatego też Capello po raz kolejny musiał się przeprowadzić. Nie bez powodu mówi się, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Don Fabio zawędrował tam już po raz drugi: wcześniej jako piłkarz, teraz został trenerem Giallorossich. Pierwszy sezon pod jego wodzą rozczarował, mimo że rozgrywki zaczęły się dobrze. Roma wygrywała i strzelała mnóstwo goli. Długo utrzymywała się w czołówce, ale końcówka nie była już tak dobra, a na domiar złego tytuł zdobył rywal zza miedzy – Lazio. Wszyscy zastanawiali się gdzie podział się geniusz trenera, który niegdyś w ciągu sześciu lat zdobył pięć tytułów mistrzowskich, Puchar Europy i puchary krajowe. Franco Sensi stwierdził jednak, że i tak nikogo lepszego nie znajdzie i dał Capello szansę na wykazanie się w kolejnym, drugim już, sezonie. To był strzał w dziesiątkę. AS Roma po osiemnastu latach od ostatniego zwycięstwa, po raz trzeci w historii, mogła świętować zdobycie Scudetto. Drużyna prowadzona przez Fabio Capello, tak często krytykowanego za defensywny styl gry, po raz kolejny na koniec sezonu miała największą ilość strzelonych bramek – 68 . Duża w tym zasługa wspaniałego zakupu Don Fabio – Gabriela Batistuty (za drobne 30mln EUR) , który zdobył w sezonie aż 20 bramek. Kolejny sezon znów był udany, jednak tym razem drugi przed rokiem Juventus okazał się lepszy o 1 punkt i Mistrzostwo pojechało do Turynu. Sezon 2002/2003 to drugi najczarniejszy rok w karierze trenerskiej Fabio Capello. Wicemistrzowie Włoch zajmują dopiero ósmą lokatę tracąc do Juve Marcello Lippi’ego aż 23 punkty. W kolejnym roku to jednak Fabio Capello był wyżej niż Grande Marcello. Roma wyprzedziła Juventus o 2 punkty, niestety bezkonkurencyjny okazał się Milan Ancelottiego i to właśnie zawodnicy z Mediolanu mogli się cieszyć, że w kolejnym sezonie będą nosić na koszulkach flagę Italii. Roma była wicemistrzem, ale w klubie źle się działo. Nad Stadio Olimpico zawisła groźba bankructwa. Jedną z jej ofiar stał się Fabio Capello, któremu rodzina Sensich nie wypłacała na czas należności za jego pracę i sukcesy. Pozwalało to trenerowi na odejście z klubu bez żadnych konsekwencji jeszcze przed wygaśnięciem kontraktu. Tak też zrobił. Wielu za to odejście obwinia przyszłego pracodawcę Capello, jednak w rzeczywistości wyglądało to nieco inaczej: „Rozstałem się z bliskimi mi osobami w pokojowej atmosferze, w tym z rodziną Sensich. To nie była ucieczka. Miałem w planie wyjazd do Hiszpanii” Na nieszczęście któregoś z zespołów Primera Division i ku uciesze największej we Włoszech grupy kibiców Capello pozostał jednak w Italii. Przeniósł się do ostatniego ze znaczących klubów, w którym grał jako piłkarz, a którego jeszcze nie trenował – Juventusu Turyn. Było to o tyle zaskakujące, że kilka miesięcy wcześniej twardo zarzekał się, że nigdy nie podejmie pracy u turyńskich gigantów: ”Nigdy nie podejmę pracy w Juve. Wiem, że wszyscy poszliby tam nawet na bosaka, ale nie ja!” Jak pisałem we wstępie, plotki mówią, że do zmiany zdania skłoniła go informacja jakoby zatrudnienie go jako następcy Grande Marcello było ostatnią wolą Umberto Agnelli’ego. Na pewno sporo w tym przesady, ale wkład ostatniego z rodu Agnellich w sprowadzenie Capello na Delle Alpi musiał być ogromny, skoro takie pogłoski się pojawiły. Decyzja musiała także zapaść dość nagle, ponieważ wcześniej z tą posadą łączeni byli dwaj inni byli piłkarze Juventusu: Cesare Prandelli oraz Didier Deschamps. Ten ostatni był już tak pewnym kandydatem, że w zespole pojawił się nawet piłkarz, którego Deschamps chciałby mieć w zespole – Olivier Kapo. Zdecydowano się na tego najbardziej doświadczonego i jak się okazało takiego trenera brakowało Juventusowi. Korzystając z nowych nabytków: Cannavaro oraz Zebiny zestawił nową linię obrony. Formacja, która była piętą Achillesową zespołu w zeszłym sezonie, w tym okazała się nie do przejścia dla większości rywali i zarazem kluczem do sukcesów. W środku pola rządził Emerson, który był podstawowym graczem Capello jeszcze z czasów Rzymskich. W pierwszym sezonie w Turynie, Capello wsławił się tym, że pod jego wodzą odrodzili się Lilian Thuram, a przede wszystkim Mauro Camoranesi, który został najlepszym prawym pomocnikiem Serie A. W pomocy nowy trener ustawił jeszcze niezawodnego Pavla Nedveda oraz Manuele Blasiego, którego w końcówce sezonu zaczął zastępować powracający do formy Appiah. W ataku brylował najlepszy debiutant – Zlatan Ibrahimovic, którego Capello chciał sprowadzić jeszcze do Rzymu, ale dopiero w Turynie, ku uciesze kibiców Juventusu, te plany się powiodły. Ostatnia pozycja w ataku wywoływała wiele kontrowersji. Fabio miał swoją wizję jak przywrócić do świetności Alessandro Del Piero, jednak, że polegała ona na ściąganiu gwiazdy Juve z boiska w niemal każdym spotkaniu, spotkało się to z bardzo chłodnym przyjęciem ze strony kibiców. Wydarzenia pod koniec sezonu uświadomiły jednak wszystkim, dlaczego to trener, a nie kibice decyduje o sprawach personalnych w zespole. W ostatnich kolejkach to Alex był największą gwiazdą i postawił kropkę nad i dwudziestego ósmego Scudetto Juventusu, a pierwszego za czasów Fabio Capello. Drużyna, której po raz kolejny zarzucano zbytnie wyrachowanie i ostrożność, w końcowym rozrachunku okazała się najbardziej bramkostrzelną ekipą w całej lidze włoskiej. Tylko kampania w Lidze Mistrzów zakończyła się kolejnym niepowodzeniem.
Sezon 2005/2006 rozpoczął się jak zwykle od spektakularnych transferów, znów wyraźnie na polecenie Dona. Za 20mln Euro do klubu dołączył Patrick Vieira, a oprócz niego inny defensywny pomocnik – Giuliano Giannichedda. Przyszli oni na miejsce sprzedanego do Fenerbache Appiaha oraz wypożyczonego na rejs Żółtą Łodzią Podwodną Tacchinardiego. Pozostałe trasnfery jak choćby Giorgio Chelliniego to raczej efekt samodzielnej polityki Luciano Moggiego.
Mimo, że transfer Vieiry tylko na początku sezonu wydawał się opłacalny to jednak, mimo słabszej gry Francuza Juventus bił kolejne rekordy zdobyczy punktowych. Nie przeszkodziły w tym też ani kontuzje Buffona i Trezeguet, ani słaba forma Zlatana. Juventus był maszyną do wygrywania i nikt nie mógł się z nim równać, niestety znów tylko na krajowych boiskach. Sukces, którego oczekiwano od Capello znów nie przyszedł. Zaczęły się plotki o kolejnych wzmocnieniach, takich jak przybycie Gerrarda czy Henry’ego, które miały pomóc Capello dopiąć nieosiągalnego dla niego od 12, a dla Juventusu od 10 lat celu. Niestety afera Calciopoli zniszczyła te budowane od wielu lat plany podboju Europy. Fabio Capello z sobie tytlko znaną „elegancją” opuścił klub, i historia dwuletniej współpracy zatoczyła koło. Mimo to, dziękujemy.

Autor: Bad_Magick

Przejdź do paska narzędzi