Allegri: Klątwa Ligi Mistrzów nie istnieje
Max Allegri uważa, że w Juventusie nie występuje coś takiego jak „klątwa” Ligi Mistrzów, a samo dotarcie do finału należy poczytywać w kategoriach sukcesu.
Były trener Juve, siedząc na ławce trenerskiej Starej Damy, dotarł do finału tych rozgrywek dwukrotnie, przegrywając 3:1 z Barceloną w 2015 roku i 4-1 z Realem Madryt w 2017 roku. Bianconeri nie wygrali tego trofeum od czasu pokonania Ajaxu w rzutach karnych w 1996 roku.
Głównym celem dla mnie, zarówno w Milanie, jak i Juventusie, było przejście fazy grupowej i podjęcie wyzwania o końcowy triumf w Champions League. Nie ma czegoś takiego jak klątwa Ligi Mistrzów – Allegri powiedział w rozmowie z France Press.
Dotarcie do finału to już wspaniałe osiągnięcie. To jak mecz Superbowl, ostateczny cel. Docierając do finału, możesz wygrać lub przegrać, decyduje forma dnia. Będąc w tym miejscu dajesz sobie jednakże możliwość zmierzenia się z najlepszymi.
W tych dwóch sezonach przegrywaliśmy z Realem Madryt i Barceloną – obie ekipy w tamtym momencie były najmocniejszymi drużynami na świecie. Sądzę, że mieliśmy większą szansę na zwycięstwo w tym pierwszym finale niż w drugim, ale faktem jest, że klątwa Ligi Mistrzów nie istnieje.
Źródło: football-italia.net
Allegri: Klątwa Ligi Mistrzów nie istnieje, nie może cię skrzywdzić
Klątwa Ligi Mistrzów:
1973 Ajax – Juventus 1:0
1983 HSV – Juventus 1:0
1985 Juventus – Liverpool 1:0
1996 Juventus – Ajax 1:1 k. 4:2
1997 Borussia Dortmund – Juventus 3:1
1998 Real – Juventus 1:0
2003 AC Milan – Juventus 0:0 k. 3:2
2015 FC Barcelona – Juventus 3:1
2017 Real Madryt – Juventus 4:1
Musialeś ? To boli.
Wygrany mecz z Ajaxem pamietam jak przez mgłę. Wszystko kolejne, przegrane finały natomiast pamietam świetnie 😒
Nie istnieje coś takiego jak klątwa, więc nie mieliśmy do czynienia z takową w przypadku Juventusu i rozgrywek Ligi Mistrzów. Po prostu każda dziedzina życia, również sportu, musi mieć swojego pechowca i właśnie w nas takiego upatruje, w kontekście LM właśnie. Nieważne czy graliśmy z piłkarskimi monstrami klasy Barcelony i Realu, czy drużynami teoretycznie słabszymi jak choćby HSV bądź BVB, rezultat najczęściej był ten sam, a mianowicie Puchar w gablocie przeciwnika.
Klątwa nie, ale na 9 finałów 2 wygrane? To daje skuteczność na poziomie 20%. Słabo.
Dlatego napisałem, że jesteśmy największym pechowcem w historii tych rozgrywek. W jakimś sensie jesteśmy najsłabszym wśród najlepszych klubów Europy, biorąc pod uwagę te feralne finały.
To prawda, Bianconeri mają najwięcej srebrnych medali w historii Pucharu Europy.
Najbliższa Juve jest Benfica – też 2 tytuły, na 7 rozegranych finałów.
Procentowo z drużyn, które dotarły do finału więcej niż 2 razy, gorzej od nas wypada jedynie Atletico (3 finały, 3 porażki).
Mimo to (a w sumie i dzięki temu) i tak Juve jest w tej ‚klasyfikacji medalowej’ w top 10 klubów 😉
Teraz gdybyśmy doczłapali jakoś do finału w co szczerze wątpię przy obecnej formie, to Ronaldo wydarł by dla nas ten Puchar.
Jakby się udało wreszcie to jako kibic będę spełniony i mogę stąd odejść. Do tego czasu będę tu komentowal i czekał na ten dzień chwały.
W tym sezonie wszystkie wielkie firmy mają swoje problemy. Wydaje się że Bayern jako pierwszy wyszedl na prosta. Zobaczymy, równie dobrze taki Lipsk może sprawić niespodziankę. Wszystko mozliwe, ale pewnie jeszcze tu kilka lat pobedziesz.
Nie do końca zatem wiadomo, czy życzyć Juventusowi triumfu, skoro po nim nie będzie komu komentować i trzeba będzie zamknąć stronę 😀
Hehe trzeba życzyć sukcesu , a jak już przyjdzie to wydziargam sobie finno alla fine i datę . A co !
Jasne, że nie ma czegoś takiego jak klątwa. Po prostu albo jesteś słabszy albo nie masz szczęścia.
Żal mi tego finału z Barceloną. Ok, jako drużyna personalnie byliśmy słabsi. Jednak graliśmy jak równy z równym i gdyby był wtedy VAR to mielibyśmy odgwizdany karny za faul na Pogbie i szanse na 2:1, z Maxem pewnie byśmy dowieźli. Z Realem stało się natomiast coś niewytłumaczalnego i byliśmy jednak zespołem wyraźnie gorszym.
Żadnej klątwy nie ma. Ale jak na najważniejszy mecz sezonu wychodzi się z kupą w gaciach i myślą, żeby tylko nie stracić bramki to efekt tego może być tylko jeden, czego świadkami byliśmy w dwóch ostatnich finałach z naszym udziałem.
Trzeba sobie sprawdzić ile w tych finałach strzelalismy goli, jak to robiliśmy i wszystko stanie się jasne. Tych rozgrywek po prostu nie wygrywa się grając na zero z tyłu.
Takie sprawdzanie nic nam nie da, bo jaki sens porównywać finał z 2017 z tym sprzed 25 lat.
Filozofia klubu jest ciągle ta sama i wyniki Europie również.
Gdyby to było takie proste. To nie jest tak, że Puchar Europy wygrywały jakieś ultraofensywne zespoły. No i filozofia się przecież zmieniła od tego sezonu. Po to właśnie przyszedł Sarri. Tylko czy to wpłynie pozytywnie na wyniki?