tragedia na heysel

Heysel – Stadion położony w północno-zachodniej części Brukseli w Belgii. Wybudowany w 1930. Rozgrywane były na nim finały Pucharu Europy w 1958, 1966, 1974 oraz 1985 i Puchar Zwycięzców Pucharów w 1964, 1976 i 1980. Największa frekwencja wynosiła 66 tys. widzów w 1958r. Nazwę, na której wspomnienie, kibice Juventusu zaciskają pieści, jak i wygląd stadionu, zmieniono w 1995 roku. Nowa nazwa brzmiała Koning Boudewijnstadion – Stade Roi Baudouin (w tłumaczeniu Stadion Króla Baudouina). Jest największym stadionem w Belgii, może pomieścić 50000 widzów. Na tym stadionie zostały rozpoczęte mistrzostwa Europy roku 2000. Oprócz ceremonii otwarcia, odbyła się jeszcze inna uroczystość, zdecydowanie mniej przyjemna, budząca straszne wspomnienia w umysłach ludzi będących świadkami wydarzeń 29 maja 1985 roku. Tragedii, która się wtedy wydarzyła, świat piłkarski nie zapomni, będzie służyć za przestrogę dla organizatorów, kibiców, całego społeczeństwa piłkarskiego, aby drugi taki horror się nie powtórzyl.

To, co się wydarzyło 29 maja 1985 roku, zaczęło się niemalże rok wcześniej, podczas meczu finałowego Pucharu Europy w Rzymie. Rozgrywany on był 29 maja 1984r, między drużyną ze stolicy — AS Roma a Liverpoolem, miejsce potyczki wybrane zostało kilka miesięcy wcześniej, kiedy nie wiadomo było, kto zagra w finale. Los tak chciał, że wypadło na Rzym, kibice Liverpoolu przyjechali dopingować swoich piłkarzy, ale jak można było się tego spodziewać, byli nieliczną grupą w porównaniu do miejscowych tifosich. Liverpool wygrał, lecz jego kibice zostali zaatakowani później przez włoskich ultrasów, wielu z nich było uwięzionych w hotelach i pozostawionych przez przewoźników mających zawieźć ich z powrotem na lotnisko. Miejscowa policja nie paliła się do pomocy ofiarom napaści, działali powolnie i nieskutecznie na skutek czego kibice Liverpoolu musieli zasięgnąć pomocy w Brytyjskiej ambasadzie. Tak narodziła się chęć zemsty, zalążek nienawiści, podbudzanej i dojrzewającej wraz z upływem czasu, aby po roku wybuchnąć i doprowadzić do tragedii.

Poranek 29 maja 1985 roku, Bruksela: na mieście panują pomniejsze zamieszki, policja Belgijska, zamiast zamykać i izolować prowodyrów zajść, jak najszybciej stara się doprowadzić wszystkich kibiców na stadion. Takie czynności były jednym z wielu czynników, który doprowadził do horroru mającego rozegrać się wieczorem. Nikt nie wiedział, kto zasiada na trybunach, nikt nie był legitymowany, kibice kupowali bilety „na czarno” albo wchodzili na stadion przez zniszczone ogrodzenie. Niemożliwe było rozpoznanie najbardziej niebezpiecznych i znanych policji huliganów, mogli oni zająć miejsca na trybunie, jakie im się żywnie podobały. Dzięki nieudolności służb porządkowych niemożliwa była kontrola nad tłumem. Wynik był widoczny dwie godziny przed meczem, najgroźniejsze grupy angielskich chuliganów zebrały się w jednym miejscu na stadionie. Były to nie tylko bojówki Liverpoolu, znajdowały się tam również grupy takie jak: Luton MIGS, Millwall Bushwackers, West Ham ICF oraz Toon Army z Newcastle. Po meczu w Rzymie, niesnaski między tymi klubami zostały przesunięte na drugi plan, została tylko chęć krwawej zemsty. Juventus miał doznać pełnej siły furii „chuligańskiej elity” z Wysp. Samo wydarzenie najlepiej przedstawiają słowa Michela Platiniego, strzelca jedynej bramki tego meczu, z rzutu karnego po faulu na Zbigniewie Bońku. Jest to fragment jego książki, której część poświęcił na opis tej tragedii. Przedstawiam jego słowa w wersji niezmienionej, aby nie zatracić wymowy tekstu Michela: „Heysel przypomina beczkę prochu”.

Na trybunie „Z” zasiedli nasi kibice. Na „X” Anglicy. Pomiędzy nimi trybuna „Y” przeznaczona dla Belgów mająca spełnić rolę parawanu. Tak jest zawsze na takich meczach. Organizatorzy chcą za wszelką cenę uniknąć konfrontacji między kibicami obydwu zespołów. Ten sposób odgradzający dwie trybuny można porównać do kadłuba wielkiego statku. Pozwala on, w swym założeniu, na uniknięcie zbiorowej bójki między rywalizującymi ze sobą kibicami, których i tak trzeba często rozdzielać i tropić na ulicach miasta. Tej środy, 29 maja- ja w blezerze i pod krawatem- godzinę przed meczem wyszliśmy na boisko Heysel, by rozpoznać stan murawy. Towarzyszyły nam owacje Włochów i złowrogie okrzyki Anglików. Normalka. Wróciliśmy do szatni by przygotować się do meczu. Panowała zupełna cisza. Pełna koncentracja. Puchar Europy to jedyne trofeum, jakiego brak jeszcze w zdobyczach turyńskiego klubu. Wystarczający powód by żyć dla setek tysięcy kibiców. Lub umrzeć, jak głoszą słowa klubowego hymnu. Trybuny się zapełniają. Na „Z” powiewają biało-czarne flagi. Na „X” – „czerwone zwierzęta” (red animals). Liczna grupa najbardziej zajadłych kibiców Liverpoolu rozpoczyna pierwsze bojowe śpiewy. W podróży z Liverpoolu do brzegów kontynentu towarzyszyły im zastępy „bobbies” (brytyjska policja), skutecznie uniemożliwiając jakiekolwiek incydenty na wyspie. Ale już w Ostendzie, Zeebrugge czy w Dunkierce kontrola nad 20-tysięczną armią brytyjskich kibiców przebiegała mniej skutecznie. Sądzono widocznie, że ryzyko jest niewielkie: trybuna „Y” zarezerwowana dla Belgów, miała odgrywać rolę bufora. Przed bramą stadionu dochodzi do pierwszych awantur. Banda chuliganów rozbija witrynę jubilerskiego sklepu i umyka z łupem 10 milionów franków belgijskich. Nikt ze sprawców nie został aresztowany. Belgijska policja jest nadzwyczaj dyskretna.

Podczas gdy my w szatni koncentrujemy się, trybuna „Y”, ta „buforowa” zaczyna się wypełniać. Nic nadzwyczajnego. I tylko jeden szczegół: belgijscy kibice, to w rzeczywistości włoscy emigranci mieszkający w tym kraju. Mało skrupulatni organizatorzy nie wahali się sprzedać całości biletów na trybunę „Y” kibicom… Juve. Ważny jest też inny fakt. Kibice Liverpoolu nie mogą pomieścić się na swojej trybunie. Brakuje dla nich miejsc. Także dla tych, którym sprzedano fałszywe karty wstępu krążące wokół stadionu. I tak pijani w większości Anglicy starają się przedostać na trybunę „Y”, na której zasiedli już belgijscy Włosi, zajmujący najniżej położone miejsca. W większości są to spokojni, stateczni emigranci przybyli na stadion ze swoimi dziećmi…

Pierwsi kibice Liverpoolu zajęli miejsca na samej górze trybuny „Y”. Na stadionie Heysel, trybuny „X”, „Y”, „Z” mają swoją nazwę „Bydlęcy park”. Stojące najtańsze miejsca. ”Bydlęcy park…”

19:30. 45 minut przed rozpoczęciem meczu rozpocznie się rzeźnia. Na trybunie „Y” koktajl gotowy do eksplozji jest na miarę lekkomyślności organizatorów. Kibice Liverpoolu schodzą z góry w stronę krat rozdzielających trybuny „Y” i „Z”. Po chwili wyłamują ogrodzenie. Dochodzi do pierwszych bójek. Czerwoni atakują biało-czarnych, posługując się wyłamanymi prętami i drzewcami klubowych flag. Tylko niektórzy z kibiców Juventusu odpowiadają na razy, rzucając się na napastników z gołymi pięściami. Ale bardzo szybko są zdominowani przez czerwoną falangę. Wybucha panika. By umknąć przed potopem „red animals” Włosi zajmujący trybunę „Z” zbiegają w dół, mając nadzieje znaleźć schronienie na płycie boiska. W górnych sektorach trybuny rozhisteryzowani kibice Liverpoolu atakują wszystko, co się rusza. Panika wśród uciekających Włochów jest tak wielka, że katastrofa jest już nie do uniknięcia. Dalszy ciąg wydarzeń można nazwać dramatem lub tragedią. Ze swym konduktem niewinnych ofiar Heysel pozostanie w pamięci wszystkich okrutnym symbolem. Symbolem piłki nożnej, sportu noszącego znamię szlachetności i dumy, który banda pijanych łobuzów chciała zniweczyć, zainteresowana bardziej rozróbami i krwią na trybunach niż rywalizacją na boisku.

W Brukseli na tym przeklętym stadionie Heysel śmierć zapisała się na zawsze. Jak mogło dotegodojść? Mój boże, jak to było możliwe? Dwudziestu belgijskich policjantów, którzy mieli czuwać nad sytuacją, niepanujących nad przebiegiem zdarzeń, popełniło niewybaczalny błąd. Myśląc, iż mają do czynienia z niezdyscyplinowanymi kibicami pragnącymi wtargnąć na płytę boiska, zablokowali wszystkie wyjścia z trybun, zamiast umożliwić ludziom, ucieczkę z matni. Tłum kibiców jest sprasowany pomiędzy betonową ścianą i kratami. Pierwsze rzędy są prawie zmiażdżone pod naporem masy ludzkiej napierającej z góry. Nagle beton nie wytrzymuje. W tym samym momencie pękają też kraty, a na stalowe, sterczące pręty nadziewają się popychani z góry ludzie. Tragedia osiąga apogeum, ale na stadionie nikt jeszcze nie przypuszcza, że nie jest to zwykła, kibicowska burda, lecz że doszło do masakry. Nawet policjanci nie wiedzą jeszcze, co się stało. Część z nich zostaje oddelegowana do kontroli wchodzących na stadion kibiców. Ofiary pozostały w pułapce. W tej przerażającej matni każdy walczy o przeżycie, chcąc za pomocą pięści i nóg wydostać się ze śmiertelnego kręgu. W ciągu kilku sekund 38 osób poniosło śmierć. Piłkarskie święto przyjęło okrutny wyraz bezimiennej jatki. Natrętnie powracało wspomnienie igrzysk olimpijskich w Monachium i ich izraelskich ofiar. Ale na próżno. W Brukseli pijana, ślepa, niezorganizowana przemoc zniszczyła wszystko: życie tych, którzy wierzyli w wielkość futbolu. Zaledwie o kilka metrów dalej, na lewo od górnej trybuny, pięciu ludzi z Czerwonego Krzyża jest świadkami tragedii. Cóż mogą uczynić na widok dziesiątek wyciągniętych w ich kierunku rąk, rąk ludzi, którzy w oczach mają już tylko śmierć. 50 000 widzów na stadionie jeszcze nie ogarnia ogromu tragedii. Kakofonia trąb, śpiewów i hymnów skutecznie zagłusza przejmujące okrzyki tych, którzy dogorywają. Przez megafony słychać apele o spokój… I potem, powoli, widzowie zebrani na stadionie odkrywają istnienie zabitych i rannych. I w tym samym momencie tifosi przysięgli zemstę…”

Jak widać, ten wstrząsający obraz wrył się głęboko w pamięć tego piłkarza, w wywiadzie dla belgijskiego serwisu internetowego www.sporever.be powiedział: „Wole nie mówić o Heysel, to jest temat, na który nie rozmawiam. Muszę jednak wyznać, że nie byłbym fizycznie i mentalnie zdolny tam wrócić pewnego dnia” dodał również, że „Należy to już do przeszłości, lecz jest to głęboka rana, która nie może zostać wyleczona”. Skutkiem tragedii było 39 osób zmarłych, wiele osób rannych i nieprzytomnych.

Mecz rozegrano, rozwiązanie okrutne, lecz logiczne. O 21:39 rozpoczęto spotkanie, w pierwszej połowie gracze Juventusu wykazali się większą koncentracja, lecz wynik pozostawał niezmieniony. Dopiero w 57 minucie spotkania sędzia Daina, prowadzący ten mecz, wskazał na „wapno” po faulu na Zbigniewie Bońku. Późniejsze powtórki pokazały ze Gillespe (który zmienił Lawresona) sfaulował polskiego napastnika metr przed polem karnym, czego nie zauważył sędzia. Wykonawcą „jedenastki” był Michel Platini, strzał był pewny i przyniósł, zwycięskiego jak się później okazało, gola. Setny gol Juventusu w Pucharze Mistrzów, bramka, która dała pierwszy w historii tytuł klubowego mistrza Europy.

Wygrał Juventus, lecz smak zwycięstwa był gorzki…bardzo gorzki. -Dzień po tragedii: Następnego dnia po tragedii, zostały złożone bukiety przy drzwiach włoskich restauracji w całym Liverpoolu. Oszołomieni kibice wrócili do domów, nie mogąc pogodzić się z tym, czego byli świadkami tego wieczoru. W Brukseli, grupy kibiców były wypytywane przez policje, jednak stosunkowo mało oskarżeń udało się wytoczyć chuliganom. „Kibice” byli opisywani jako będący w „dzikim szale”. Aby przesłuchać jednego krewkiego Anglika, oddziały porządkowe musiały wystrzelić dawkę środka uspokajającego, odpowiadającą sześciokrotnej dawce potrzebnej do powalenia konia. Sam stadion był przerażającym obrazem. Połamane stalowe bariery a „włoski” koniec trybuny był pogięty i zmiażdżony, w budzącym grozę testamencie siły szarzy liverpoolczykow.

​Po tym wydarzeniu mówiono, że dzięki temu, iż jedna ze ścian stadionu uległa zburzeniu, nie pochłonęło ono wiele więcej istnień ludzkich. Reakcja władz piłkarskich była szybka — pięcioletni zakaz uczestniczenia angielskich zespołów w europejskich pucharach a klub z Liverpoolu został od nich odsunięty na sześć lat. Żadna jednak kara nie przywróci życia tym 39 kibicom, którzy ponieśli śmierć w wyniku bezrozumnego napadu agresji i przemocy oraz 545 kibicom rannym, ocalałym od śmierci. Margaret Thatcher wraz z Elżbietą II wystosowały oficjalne przeprosiny do obywateli Belgii i Włoch. Serie akcji policyjnych przeczesujących środowisko chuliganów przyniosły efekt w postaci aresztowań kilku „Generałów”. W wyniku procesu, trwającego 5 miesięcy, który odbył się w 1989 r. w Belgii, 14 „fanów” Liverpoolu udało się udowodnić „niebezpośrednie spowodowanie śmierci”, dostali oni karę trzech lat pozbawienia wolności, polowa w zawieszeniu. Wielu z chuliganów będących odpowiedzialnymi za śmierć niewinnych ludzi, nigdy nie zostało oskarżonych i nie zapłacą oni żadnej ceny za swój krwawy udział w tragedii na Heyzelstadion.

Dwudziestego dziewiątego maja 2000 roku w Liverpoolu dzwony zabrzmiały 39 razy, na cześć ofiar ślepej i bezmyślnej nienawiści, dnia, w którym zginął football.

Kolejny raz przypomniano o tragedii z Heysel, składając kwiaty pod tablicą pamiątkową, przypominającą tamten horror. Uroczystość miała miejsce na 90 minut przed meczem między Włochami a Belgią podczas Euro 2000 na stadionie, którego mury, przebudowane w 1995 roku, były świadkiem mordu. Włosi po wyjściu z szatni sprawdzili murawę i w niebieskich strojach do rozgrzewki poszli w północno-zachodni róg stadionu, gdzie znajduje się prosta, brązowa tabliczka przypominająca tamten przerażający wieczór. Kapitan reprezentacji Paolo Maldini oraz Antonio Conte — kapitan Bianconerich, złożyli w ciszy bukiety białych kwiatów.

Po uroczystej chwili drużyna oddaliła się do szatni, aby przygotować się do meczu. „Wciąż nazywam to zdarzenie ‚Heysel’. Zbyt łatwo niektórzy próbują o tym zapomnieć, nie jest to w porządku. My chcemy pamiętać” – powiedział Maldini. Alessandro Del Piero wspomina ten majowy dzień, miał wtedy 11 lat, gdy zdarzenie miało miejsce. „Pamiętam ze grałem w piłkę, przed moim domem, czekając na rozpoczęcie meczu. Dziwiłem się, że to trwa tak długo. Kiedy dzwoniłem do rodziców z pytaniem, czy już się zaczęło, odpowiadali mi, żebym został na dole, chcieli, abym nie widział scen śmierci. Obejrzałem mecz nie mając pojęcia, co było powodem opóźnienia, dowiedziałem się następnego dnia od moich przyjaciół”.

Włoska Federacja Piłkarska ogłosiła w oficjalnym oświadczeniu: „Epizod Heysel pozostanie czarną stroną dla piłki nożnej… gdy radość i sportowa pasja została zniszczona przez szaleńczą i niekontrolowana eksplozje przemocy”. Wydarzenia te pozostaną na zawsze w pamięci tifosich, sprężyna nienawiści została naciągnięta. Kibice zaprzysięgli zemstę, miejmy nadzieje, że nie będzie to tak tragiczne w skutkach, jak zemsta kibiców Liverpoolu za bijatyki w Rzymie. Może 38 Włochów i jeden Belg nie zginęli na darmo, miejmy nadzieję że przez ten tragiczny epizod w historii piłki, kibice nabiorą respektu dla życia innych ludzi i nie będziemy musieli oglądać takich scen jak te z wieczoru 29 maja 1985 roku.

​Ofiary Heysel:
Rocco Acerra (28)
Bruno Balli (50)
Alfons Bos (35)
Giancarlo Bruschera (21)
Andrea Casula (11)
Giovanni Casula (44)
Nino Cerullo (24)
Artemio Moroni(24)
Willy Chielens (41)
Giuseppina Conti (17)
Dirk Daeneckx (38)
Dionisio Fabbro (51)
Jaques François (45)
Eugenio Gagliano (35)
Francesco Galli (25)
Giancarlo Gonelli (20)
Alberto Guarini (21)
Giovacchino Landini (50)
Roberto Lorentini (31)
Barbara Lusci (58)
Franco Martelli (22)
Loris Messore (28)
Gianni Mastroiaco (20)
Sergio Mazzino (38)
Luciano Rocco Papaluca (38)
Luigi Pidone (31)
Benito Pistolato (50)
Patrick Radcliffe (38)
Domenico Ragazzi (44)
Antonio Ragnanese (29)
Claude Robert
Mario Ronchi (43)
Domenico Russo (28)
Tarcisio Salvi (49)
Gianfranco Sarto (47)
Amedeo Giuseppe Spolaore (55)
Mario Spanu (41)
Tarcisio Venturin (23)
Jean Michel Walla (32)
Claudio Zavaroni (28)

Autor: Tomcatmi6

Przejdź do paska narzędzi