Poniżej publikujemy wpis komentatora Eleven Sports zamieszczonego na profilu facebookowym „2AngryMen: Święcicki & Kapica”:
*Czy autobiografia Giorgio Chielliniego jest hitem? (uwaga, trochę spoilerów!)
Sterowane przecieki były mocne. Kilka tygodni przed premierą przeczytaliśmy, że Giorgio Chiellini bezlitośnie rozprawia się z Mario Balotellim, chłosta Felipe Melo, a Inter szczerze nienawidzi. Coś na zasadzie: czytelniku, w świecie pełnym banalnych, napisanych na kolanie, wypranych ze szczerości biografii dostaniesz perełkę od magistra Giorgio Chielliniego. Kup, usiądź wygodnie w fotelu i rusz w podróż do wnętrza jego mózgu.
A wiadomo, że w środowisku piłkarskim jest to mózg nieprzeciętny.
Kupiłem ją dwunastego maja, pochłonąłem (z racji obowiązków) w kilka dni. Ale gdybym miał czas, skończyłbym w dobę.
Czułem się tak, jakbym czytał nową wersję biografii Andrei Pirlo. Ten sam styl, przewód myślowy, ironia, niebanalne przemyślenia, zabawa słowem, emocjami i historią. Konwencja identyczna. Autor inny. No i calcio w tle. Czyli najlepiej.
***
Jak to napisać, żeby nie spoilerować? Jak napisać, żeby nie spieprzyć Wam zabawy, a pewnie prędzej czy później książka ukaże się w Polsce. Spróbuję. Jedziemy.
Giorgio Chiellini spisuje historię swojego życia w trudnym momencie. Rwie więzadła krzyżowe w kolanie na początku jednego z najważniejszych sezonów w karierze. Dostaje od życia nokautujący cios w swój wielki, wielokrotnie złamany nos (w książce przeczytacie wspaniały, ironiczny fragment o obrażeniach, niezliczonych szwach na ciele, wyrywanych zębach i operowanych kończynach). Kiedy upada na murawę w centrum treningowym Juventusu, słyszy od Maurizio Sarriego, żeby nie pajacował i się podnosił
– Trzeba skończyć gierkę, Giorgio!
Godzinę dowiaduje się, że to kara, ponieważ prosił trenera o mniejszą liczbę meczów w sezonie 2019/2020, chciał rozsądniej gospodarować siłami i być w sztosie na Euro 2020.
Chiellini pisze o swoich pasjach. O matematyce, którą kocha, bo nie pozostawia pola do interpretacji. O arytmetyce, która nadaje porządek wszechrzeczy. O sudoku, które jest jego ulubioną grą. O podziwie do zawodnika Borussi Dortmund – Manuela Akanjiego, rozwiązującego równania matematyczne w kilka sekund. O zazdrości wobec Jeana-Alaina Boumsonga, który skończył matematykę na Uniwersytecie w Havrze.
Burzy też pewien stereotyp.
– Zapisałem się na studia już w czasach gry w Serie B. Miałem nieco ponad dwadzieścia lat, byłem kawalerem, mieszkałem sam. Zdałem sobie sprawę, że mam sporo wolnego czasu i powinienem to wykorzystać. Uczyłem się w każdej wolnej chwili. Dziwnie to wyglądało. Drużyna jedzie na mecz, a Giorgio wkuwa otoczony książkami. Ale koledzy przywykli. Hałas mi nie przeszkadzał. Im większe zamieszanie, tym bardziej się koncentruję. Tak już mam.
– Tytuł magistra ekonomii zdobyłem w ciągu siedmiu lat (najpierw licencjat, później przerwa i studia magisterskie) Zrobiłem to nie jako „Chiellini della Juve”, ale zwykły, pracujący student Giorgio, do którego profesorowie podchodzili bez taryfy ulgowej.
***
O Antonio Conte pisze, że jest chory na punkcie piłki, nigdy nie odpuszcza i przez to popełnia błędy. Nie daje piłkarzom chwili oddechu. Wymaga i męczy. Sprawia, że po jakimś czasie czujesz się zużyty. Według Chielliniego potrafią z nim wytrzymać tylko piłkarze silni mentalnie. Najtrudniejsze nie jest sprostanie obciążeniom fizycznym. Conte jako człowiek o ekstremalnych wymaganiach wobec siebie i otoczenia jest bezlitosny. Potrafi odstrzelić piłkarza w trakcie obozu przygotowawczego (Reto Ziegler), podjąć szalenie odpowiedzialną decyzję (Mauro Icardi), mogącą zaważyć o losach drużyny. Czasem niebezpiecznie przesuwa granicę. Niewyleczonego Giorgio Chielliniego zmusza do występu przeciwko Napoli (w przerwie noga tak pulsowała bohaterowi tego artykułu, że gdyby ściągnął buta, na pewno by go tego wieczora już nie założył).
Można wyczuć, że bardziej ceni Massimiliano Allegriego, dla którego „piłka nie jest wszystkim”. Twierdzi, że Max upiększył gmach zbudowany przez Antonio. Udoskonalił drużynę i dał się poznać jako znakomity warsztatowiec, trener z wizją.
W autobiografii Giorgio Chielliniego przeczytacie brawurowo skonstruowany wątek o strategii na rewanżowy mecz z Realem Madryt w Lidze Mistrzów.
Fragment:
– Nie musicie strzelać trzech goli w piętnaście minut. W pierwszej połowie niech będzie 1:0. W drugiej walniemy ich na 2:0, a później już będą zesrani. Trzecia bramka będzie najłatwiejsza.
O Maurizio Sarrim pisze, że jest matematycznym trenerem, spędzającym więcej czasu w biurze niż na boisku treningowym. To człowiek wzorów i statystyk, mający naukowe podejście do futbolu. Wymagający i bezkompromisowy.
– Jak idę do niego na pogawędkę to tylko przed prysznicem. Inaczej śmierdziałbym dymem tytoniowym cały dzień. Wypala niewiarygodną liczbę papierosów.
Rewolucję Sarriego nazywa przewrotem kopernikowskim.
O Jose Mourinho pisze:
– Jego charyzma zmieniła nasz sport.
O katastrofalnej kadencji Giampiero Ventury:
– Trafił do świata, który go przerósł. Z całym szacunkiem – był za mały na wymagania i olbrzymią presję wokół squadra azzurra. Doświadczonych graczy traktował jak ciężar, nie jak atut.
Zdradza, że grupa liderów kadry miała pomysł, by w trakcie kadencji Ventury pójść do prezesa federacji i poprosić o zmianę trenera.
Chiellini dzieli się błyskotliwymi refleksjami na temat „sztuki bronienia”. Defensywę podnosi do wyższej rangi. Tłumaczy jak podchodzić do napastników o wielkim ego (Zlatan Ibrahimović), jak nie dać się stłamsić i przestraszyć (bo to woda na młyn dla Szweda). Pisze, że Zlatana lepiej nie prowokować, bo to początek twojej klęski. Luisa Suareza nazywa ulicznym rzezimieszkiem, Cristiano Ronaldo nieuchwytnym wężem, który ciągle wraca, by cię kąsać, Harry’ego Kane’a ceni i stawia w gronie trzech najlepszych napastników na świecie.
O słynnym ugryzieniu przez Suareza podczas meczu z Urugwajem, pisze krótko:
– Rozmawialiśmy kilka dni po tamtym zajściu. Nie musiał przepraszać. W ferworze walki dzieją się różne rzeczy.
O Mario Balotellim jest ostro:
– Nie szanuję tych, którzy nie identyfikują się z grupą, nie żyją z nią, widzą tylko czubek własnego nosa. Takich, którzy ograniczają się do noszenia koszulki z numerem. Balotelli nie jest dobrym człowiekiem.
Chiellini opisuje absurdalną sytuację, która idealnie podsumowuje wyrozumiałość Cesare Prandellego do Balo. Jeden z meczów Pucharu Konfederacji w 2013 roku. Mario gra dramatycznie, włosi schodzą do szatni, a Chiellini łapie selekcjonera w tunelu i mówi: – Gramy w dziesięciu. On nas niszczy. – Spokojnie, porozmawiam z nim.
– Mario, wiem, że nie jesteśmy na twoim poziomie i nie dostarczamy ci dobrych piłek, więc proszę, pomóż nam.
Aby angażować Balotellego, Prandelli litował się nad nim na każdym kroku.
– Mario Balotelli nigdy nie był nawet w trzydziestce najlepszych napastników na świecie. Wystarczyło z nim trochę potrenować, by zobaczyć, że poza strzałem nie miał żadnych atutów.
Felipe Melo? – Najgorszy z najgorszych. Przed mundialem w 2010 roku pozorował grę, praktycznie nie trenował. Trzymał siły na turniej. Powiedziałem wtedy naszym dyrektorom: – Nie zbudujemy tutaj nic, bo mamy zgniłe jabłko, które psuje resztę.
Arturo Vidal? – Miał swoje słabości. Kilka razy w sezonie nie pojawiał się na treningach, albo przyjeżdżał bardzo wesoły, ale nigdy się nie obijał. Jak już wchodził na boisko to był jak potwór.
Wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Pora treningu, Vidal pijany leży w łóżku. Koledzy go wyciągają, czterdzieści stopni Celcjusza w cieniu na zewnątrz. Chilijczyk ledwo stoi. Conte zaczyna trening, Arturo słyszy gwiazdek i zamienia się w potwora. Wykonuje wszystkie ćwiczenia do końca.
Chiellini pisze: – I jak masz mieć pretensje do niego?
Luciano Moggi zaprosił kiedyś do gabinetu Paolo Montero, który notował fatalny miesiąc. Zapytał go, co się dzieje?
– Nie imprezuję. Zasypiam o 22, budzę się rano. Skończyłem z nocnym życiem.
– Ty rób to co dawniej i graj jak dawniej! Wilk jest zawsze wilkiem, pamiętaj! (Lobo es siempre lobo – po hiszpańsku)
Sergio Ramosa nasz bohater nazywa najlepszym obrońcą na świecie. Najsilniejszym mentalnie i fizycznie.
O finale Ligi Mistrzów z realem Madryt w Cardiff pisze:
– Po pierwszej połowie byliśmy krańcowo wyczerpani. Mandżukić padł na podłogę. Pjanić ledwo żył. Powiedzieliśmy sobie, że wracamy, gramy blisko siebie i bronimy wyniku. Było 1:1, skończyło się dramatycznie.
„Finały są dla nas zawsze za późno”.
– W przerwie nie wydarzyło się nic sensacyjnego. Nikt się nie pobił. Przegraliśmy, bo byliśmy wyczerpani.
O katastrofalnych rewanżach Barcelony (z Romą i Liverpoolem):
Cristiano Ronaldo nigdy nie zostawia drużyny w takich momentach. Leo Messi znika.
– Podziwiam w CR7, że w trudnych momentach jest na pierwszej linii frontu, że nie szuka alibi. Im większa presja, w tym większego zmienia się potwora.
– Dzięki wspólnej grze rozumiem, dlaczego jest na szczycie. U nikogo nie widziałem takiego poświęcenia.
***
Te spoilery to może 10 proc. interesujących wątków z tej książki. Porywającej, świeżej, pozbawionej banałów. Nie potrzebujesz ghostwritera, który napisze ci wspaniałą biografię, jeśli jesteś inteligentnym i doświadczonym sportowcem. Wystarczy, że pomyślisz i przelejesz to na papier.
Giorgio Chiellini zrobił to na piątkę.
Niezależnie od tego, co myślę na temat tej książki, to pewnie ją przeczytam jak będzie po polsku, choć autobiografii piłkarzy nie lubię. Tak więc, owszem Chiellini tymi „kontrolowanymi” przeciekami osiągnął swój cel.
Mam podobnie jak anavrin. Uważam przy tym, że i tak poświęcam dużo swojego czasu na piłkę nożną i choćby z tego powodu nie chcę wczytywać się w piłkarską literaturę, choć rzecz jasna robię wyjątki, jak w przypadku książki Calcio, będącej kopalnią ciekawych historii i ciekawostek ze świata włoskiego futbolu. Podobnie jak mój poprzednik zastanawiam się nad daniem szansy kontrowersyjnej książce Chielliniego, którego cenię dosłownie od początku jego gry dla Juventusu: pierwszych sparingów i późniejszych występów na wypożyczeniu w Fiorentinie. Cytowany powyżej Mateusz Święcicki zwrócił uwagę na nieprzeciętny umysł naszego kapitana, co jest dodatkowym czynnikiem zachęcającym mnie do poświęcenia czasu na… Czytaj więcej »
Mówisz o tej książce J. Foota? Kupiłem ją już z pół roku temu, właściwie zaraz po wydaniu, ale jeszcze się nie zabrałem do niej… Tworzy moją „ścianę płaczu” – czyli fragment regału z książkami, które wciąż czekają na swoją kolej. Jednak jeśli jest w niej sporo ciekawostek i sposób prezentacji faktów jest interesujący (bo takiej mega suchej narracji nie lubię za bardzo, to nie książka naukowa), to może przyśpieszy to moją lekturę.
W tym przypadku mamy do czynienia z ciekawą pozycją, pełną interesujących faktów, ciekawostek, podanych w przystępnej i dobrze napisanej formie. W żadnym razie nie jest to jedynie zbiór sucho podanych informacji, jak pewna książka traktująca o kalabryjskiej mafii, którą jakiś czas temu zdarzyło mi się przeczytać. „Calcio” miewa momenty słabsze, autor nie ustrzegł się także drobnych błędów, jednak całość wypada zdecydowanie pozytywnie i powinna być pozycją obowiązkową dla każdego, kto fascynuje się światem włoskiej piłki.
Dzięki, może więc zacznę ją czytać na zbliżającej się dla mnie kwarantannie. Mnie przyciągnął fakt, że napisał tę książkę Brytyjczyk, więc oczekiwałem (i mam nadzieję, że się nie zawiodę) innego spojrzenia. To trochę tak jak z historią Polski oczyma N. Davisa – niby sporo błędów, ale jednak czyta się inaczej, nie ma tego „fetyszyzowania” własnej historii, która cechuje autorów rodzimych.
Z jednej strony mamy głos z zewnątrz, ale z drugiej nie do końca. Autor co prawda jest Anglikiem, ale od lat zafascynowany Włochami i włoską piłką, także nie ma tu jakiegoś dużego dystansu względem tamtejszego futbolu. Oczywiście znajdziemy konkretne przykłady pewnego zadziwienia Foota poszczególnymi zwyczajami włoskich zawodników, niemniej dziennikarz ten doskonale zna specyfikę calcio i samej Italii, ponieważ mieszkał tam przez dłuższy czas. Jeżeli patrzy na coś jednoznacznie krytycznie, to na komercjalizację piłki, ale ten konkretny fakt w żadnym razie nie dotyczy jedynie Włoch.
Tak czy owak nie brzmi to zniechęcająco;) Wydaje mi się też, że pomimo mieszkania przez lata w danym kraju, człowiek wciąż myśli w swoim języku (co ma ogromnie znaczenie dla postrzegania świata wokół) i według pewnego kodu kulturowego, który w pewnym sensie wyssał z mlekiem matki. Liczę więc na dobrą lekturę.
Kto to jest ten Święcicki i czemu jest poświęcony artykuł, jakie on ma to zdanie ma temat biografii Giorgio.
aha