Ciekawy wywiad Pjanicia po transferze
Miralem Pjanić został zaprezentowany niedawno w swoim nowym klubie – w Besiktasie. Po transferze udzielił wywiadu dla gazety Marca, w którym poruszył takie kwestie, jak na przykład przygoda w Juve.
Stara Dama nie była jedynym włoskim klubem łączonym z pozyskaniem Bośniaka. Roma, Napoli, Fiorentina i Inter również były wymieniane jako potencjalni kandydaci na nowego pracodawcę piłkarza.
To prawda. Był ruch, ale sytuacja tych klubów nie jest łatwa. Niewiele klubów miało udane okienko transferowe. Jedynie PSG. Nie mam pojęcia, jak oni to zrobili. Podobnie zresztą, jak w przypadku angielskich klubów. Wiele się stresowałem. Myślałem o swojej sytuacji. Do czasu otrzymania właściwego telefonu, byłem skupiony na trenowaniu. To wszystko mnie przytłaczało.
Przypomnijmy, że Pjanić odszedł do Barcy w 2020 na zasadzie nieformalnej wymiany za Arthura. W swoim pierwszym (i ostatnim) sezonie w barwach Blaugrany zagrał 30 spotkań, lecz jego dobytek w kwestii bramek i asyst pozostał zerowy.
W czasie mojej gry w Barcelonie, spotkałem wielu piłkarzy, z którymi gra w jednej drużynie była marzeniem. Moim celem zawsze była gra w tak wielkich klubach, jak właśnie Barca, lecz sprawy nie potoczyły się tak, jak powinny.
Dowiedzieliśmy się też, że kataloński klub już wcześniej próbował sprowadzić reprezentanta Bośni i Hercegowiny.
Byłem szczęśliwy w Juventusie, ale Barcelona przez dwa lata próbowała po mnie sięgnąć i nie udawało im się to. Gdy nadarzyła się kolejna okazja, nie zmarnowali jej. Z entuzjazmem przyjąłem informację, że będę grał dla ekipy, o której marzyłem w czasach dzieciństwa.
Miałem dobre przeczucia. W każdym poprzednim klubie notowałem progres – tak było w Romie i Juve. Byłem gotowy na nowy krok po spędzeniu dziewięciu lat we Włoszech. Szukałem nowych wyzwań, to był odpowiedni moment. Problem pojawił się w momencie, gdy poznałem trenera…
Relacje między Miralemem Pjaniciem a Ronaldem Koemanem nie były zbyt dobre.
Do dziś nie wiem, czego Koeman konkretnie chciał. Nie próbował tłumaczyć mi problemów, nie szukał rozwiązań. Poszedłbym do niego i jasno spytał, czego ode mnie oczekuje i co muszę poprawić. Chciałem jak najszybciej zgrać się z drużyną i stanowić pożytek. W składzie potrzeba 17 lub 18 graczy, aby wygrywać trofea. Nie miał problemów z moją grą. Nie rozmawiał ze mną.
Sytuacja pogorszyła się bez konkretnej przyczyny. Byłem profesjonalistą, więc to trudne do wyjaśnienia. Wielu ludzi z otoczenia drużyny również nie potrafiło zrozumieć tej sytuacji. Gdy pojawiła się możliwość odejścia, przeanalizowałem ją, bo potrzebowałem gry. Wiem, co mogę dać drużynie, ale bez dialogu i zrozumienia, nie pokażę nic dobrego.
Wolałbym, aby pewne rzeczy zostały mi bezpośrednio powiedziane, ale było inaczej. Sposób komunikacji był dziwny. Z każdym trenerem miałem dobre relacje i nie wiem, co się stało. Naprawdę, szczerze – nie wiem. On nie chciał odpowiedzialności i konfrontacji z rzeczywistością, bo pewnie mógłby nie umieć jej unieść. To był brak szacunku dla mojej osoby.
Mimo wszystko, były zawodnik Juve nie żałuje dołączenia do Barcelony.
Nie żałuję. Życie pisze różne scenariusze i trzeba się z nimi mierzyć. Jestem ambitny, osiągnąłem odpowiedni poziom, aby grać dla Juventusu lub Barcelony. Nie dostałem tych szans przypadkowo. Zasłużyłem na nie.
Źródło: football-italia.net
Te wysrywy można by skwitować jednym zdaniem. Pjanic został zweryfikowany. Dwa lata gry padaki w Juventusie i jechanie na starej renomie to i tak dużo. W Barcelonie zero asyst, zero goli, żadnej gry progresywnej i aktywności. Podania do najbliższego, znak firmowy Pjanicia. I on się dziwi dlaczego nie grał? Może dlatego, że w Barcelonie pomocnik nie ma pozorować gry, bo to od razu wyjdzie? Już sam fakt, że po tym genialnym roku nie chciał go tak naprawdę nikt z wyższej półki, mimo że był do wyrwania za darmo, jedynie z obowiązkiem płatności sutej pensji. Zweryfikowany.
Rozumiem, że Pjanić wolałby wprost od Koemana usłyszeć, że gra do dupy, tak? Fakt, niektórzy trenerzy mają problemy z komunikacją, ale chyba gracz, zwłaszcza doświadczony, powinien wyczuć, że najwyraźniej nie spełnia oczekiwań. Nie wiem jednak, na ile to jest tak w tym zawodzie, że pracownik musi mieć powiedziane co i jak, a na ile jest w stanie sam się zorientować.